Gra fabularna akcji z bronią palną i scenariuszem science fiction brzmi jak licencja na drukowanie pieniędzy. Ale otwarta beta budzi nasze obawy.
Nie wiem, jak Wy spędziliście Wielkanoc – u mnie spokojne polowanie na jajka i popołudniowa kawa z rodziną nie były na porządku dziennym. Zamiast tego wybrałem się z moją lepszą połową i najlepszym kumplem do odległej przyszłości w krainę Space Punks.
Jako purpurowy topór bojowy, miotający miny gigantyczny owad i nanotentakularna dama, przesłuchiwaliśmy roboty, plądrowaliśmy kilogramy skrzyń, znosiliśmy burze piaskowe i szczegółowo opisywaliśmy nową fabularną grę akcji polskiego studia Flying Wild Hog (Shadow Warrior 3).
Wśród moich znajomych i tak szukaliśmy gry z dużą ilością akcji grupowych, więc okazja do przyjrzenia się Space Punks przed rozpoczęciem (Open Beta) nadarzyła się w samą porę. W końcu zwiastuny też wyglądały obiecująco: Dziwaczna grupa bohaterów w skromnym środowisku sci-fi, robiąca furorę dzięki efektom synergii i szeregowi ciekawych zdolności. Dla mnie Space Punks wyglądało jak połączenie mechaniki Lost Ark i Diablo z odrobiną Borderlands 3 i szczyptą WildStar. Optymalne połączenie? Teoretycznie tak. Teoretycznie. Wybór bohatera na początku gry już wygląda obiecująco. Możesz grać jako strzelający granatami pyskaty Duke, używać dronów i minigunów z obeznanym z technologią inżynierem owadów Bobem, bić wrogów pięściami Finna lub władać nanośnikami cyborga Erina. Postacią, którą wybierzesz na początku gry, grasz wyłącznie przez kilka pierwszych misji, zdobywając doświadczenie dzięki odpowiednim umiejętnościom. Dopiero później zbierasz wystarczająco dużo kryształów nagród z ukończonych misji, aby odblokować kolejnych bohaterów. Pójdźmy na stację kosmiczną Diabelski Gambit. Tam rozpoczynasz misje, korzystasz ze skrytki bankowej, zwiększasz umiejętności bohaterów, tworzysz nowe wyposażenie, zmieniasz postać i rozdajesz punkty zdolności. W perspektywie izometrycznej nieruchoma kamera bez możliwości przybliżenia śledzi wszystkie ruchy bohaterów, którymi steruje się za pomocą klawiszy WASD. Wszystkie postacie na Twoim koncie mają wspólne konto bankowe, zasoby i receptury do craftingu, a także „Drogę do chwały”, na której stopniowo odblokowujesz nowe opcje gry, wykonując misje i zdobywając doświadczenie. Możesz powtarzać ukończone misje w trybie „Zdobądź pracę” na wyższym poziomie trudności i otrzymywać za to lepsze nagrody. Każdy bohater musi być jednak ulepszany osobno: Po ukończeniu misji startowych z Erin nie mogłem ich powtórzyć z Duke’iem, a jedynie rozegrać je w znacznie trudniejszym wariancie „Get a Job”, w którym nie da się kontynuować gry bez wsparcia przyjaciół. Ze względu na masę wrogów misje są dość wymagające nawet w wersji podstawowej, zwłaszcza gdy podróżujesz samotnie. Pierwsza misja zabrała nasz dziwaczny oddział na czerwoną, pustynną planetę Stopan, gdzie chciwe korporacje górnicze wydobywają cenne kryształy. Mając do dyspozycji po jednej broni do walki wręcz i broni dystansowej, w kilku misjach wyrżnęliśmy (lub wystrzeliliśmy) sobie drogę przez mniejsze i większe grupy wrogów, a także zlikwidowaliśmy kilka prostych celów. Czasami restartowaliśmy zakład przemysłowy, czasami odzyskiwaliśmy ważne dane, a czasami likwidowaliśmy gigantycznego robota, który wpadł w szał. Pewne urozmaicenie stanowiły krótkie rozmowy z postaciami niezależnymi, jazda dźwigiem, zniszczalne barykady i mini-gry polegające na wyłamywaniu zamków w drzwiach. Ale w zasadzie wszystkie misje dostarczały tego samego: mnóstwo bijatyk z tymi samymi trzema typami przeciwników w kółko w bardzo podobnie wyglądających obszarach. Umiejętności takie jak nanotentakle Erin czy wieżyczka Boba dają sporo frajdy, a ich synergie są również interesujące. Finn może na przykład wykorzystać aktywowane przez Erin macki, aby przyciągnąć do siebie wrogów i uderzyć ich w twarz. Ale gdy tylko nasza trójka ruszyła z minigunami, zdolności te służyły jedynie jako dekoracyjne dodatki. Ogień ciągły wystarczył do wykończenia przeciwników. Ale nawet z minigunami nie mieliśmy gwarancji zwycięstwa, gdyż ich naboje przeładowują się bardzo wolno. Jeśli jesteś otoczony przez wielu wrogów, rzadko jest to zdrowe. Wszyscy bohaterowie chronią się przed obrażeniami za pomocą tarczy, którą można doładować. Jednak gdy energia tarczy zmniejsza się w wyniku ataków, punkty życia zostają zużyte. Jeśli i one zostaną zużyte, bohaterowie kończą na ziemi. Jeśli pozostali członkowie drużyny nie ożyją w ciągu 15 sekund, cała misja kończy się niepowodzeniem i trzeba zaczynać od nowa. Jeśli zdarzy się to w przypadku końcowego bossa, nie ma prawdziwej radości – nie ma jej wcale. W tym miejscu fakt, że w Space Punks rzadko otrzymuje się pakiety lecznicze, aby uzupełnić utraconą energię życiową, naprawdę zbiera żniwo. Loot jest dostępny tylko na końcu misji lub podczas plądrowania skrzyń, które stoją w pobliżu. Ci, którzy tak jak ja przywykli do motywującego pling-pling-pling w Lost Ark lub kolorowej tęczy łupów z Borderlands, gdy wrogowie uderzają o ziemię, będą rozczarowani Space Punks. W końcu przez większość czasu będziesz się miotać bez widocznych korzyści. Skrzynki również nie są zbyt hojne – zazwyczaj jest w nich trochę pieniędzy, rzadziej pakiety lecznicze, a czasami broń lub element wyposażenia. Bez lepszego wyposażenia nie zajdziesz daleko w misjach typu „Zdobądź pracę” – możesz też sam tworzyć nowe bronie, ale potrzebne do tego zasoby są oczywiście rzadkością, zwłaszcza na początku gry. Mała różnorodność i brak głębi to dla mnie obecnie największe problemy kosmicznych punków. Problemy te pojawiają się w wielu zakątkach gry: bujająca ścieżka dźwiękowa celowo nawiązuje do Borderlands 3, ale oferuje niewiele interesujących utworów i szybko rozmywa się w dźwiękowym tle jako gitarowy zlepek. Poza pylistym czerwonym piaskiem, kryształami, złomem, górami i budynkami przemysłowymi, w czasie misji nie ma zbyt wiele do zobaczenia, przynajmniej na Stopanie. Środowisko to jest ładnie oświetlone i bogate w detale na ustawieniach ultra, ale tekstury bohaterów naprawdę śmierdzą na tle ich ostrego jak szpilka otoczenia i wydają się zbyt gąbczaste. A dlaczego nie mogę przyjrzeć się bliżej swojemu charakterowi? Brakuje funkcji powiększania. Naszą trzyosobową drużynę szczególnie irytowało to, że niewiele dowiedzieliśmy się o świecie gry od postaci niezależnych i w trakcie misji oraz to, że wszystkie cele okazały się wymienne. Nie ma porównania z porywającą fabułą Borderlands, różnorodnym światem WildStar, a nawet przygodowymi zadaniami w Lost Ark! Często celowo dowcipne uwagi naszej drużyny najemników nie pomagały w tworzeniu swobodnej atmosfery. A gdy już zdążyliśmy rozgrzać się do naszych bohaterów, czekał na nas nieunikniony grind w postaci misji „Get a Job”, dzięki którym powinniśmy podnieść poziom wyposażenia, by móc wykonywać trudniejsze zadania „Road to Glory”. Fakt, że taka mechanika rozciągania czasu gry pojawiła się już w pierwszych poziomach, bardzo podniósł moją motywację do kolejnych poziomów i planet. W połączeniu z jednolitym projektem misji i światem, który wygląda ładnie, ale sprawia wrażenie pustego, w fazie beta jest jeszcze sporo miejsca na poprawki. Do tego czasu Space Punks, dostępne wyłącznie w (Epic Games Store), będzie miało trudności z utrzymaniem się na tle bardziej zabawnych i przystępnych alternatyw. Naprawdę lubię wypróbowywać nowe gry, które na pierwszy rzut oka wydają się obiecujące. Czasem trafiam na prawdziwe perełki, czasem czołgam się w połowie drogi, a czasem zawodzę się na pierwszym pozytywnym wrażeniu – jak w przypadku Space Punks. W tej fabularnej grze akcji można znaleźć kilka przydatnych pomysłów. Ale to, co się z nich robi, nie jest wystarczająco porywające, by przekonać nasz trzyosobowy zespół. Najpóźniej, gdy po piątej misji masz wrażenie, że grasz niemal w to samo, co w pierwszej, to gdzieś jest duży problem. Bardzo podobałby mi się sam scenariusz i dziwaczni bohaterowie. Jednak ciężkie misje nie nadają się nawet na piętnastominutową przekąskę pomiędzy nimi, ogólny postęp na poziomie jest po prostu zbyt trudny, a droga do nowych, być może ekscytujących umiejętności jest zbyt długa. Zwłaszcza w bezpośrednim porównaniu z innymi przedstawicielami gatunku scenariusz science-fiction nie robi na mnie żadnego wrażenia, choć uważam, że światy przyszłości są o wiele bardziej ekscytujące niż średniowieczne królestwo rodem z dwudziestej części fantasy.
Czterech bohaterów, jedna droga do chwały
Rich Robo-Rambazamba
Szykowni bohaterowie, pusty świat
Werdykt redaktora