Ten quasi-sequel Until Dawn wygląda świetnie i reklamuje niezliczoną ilość możliwych ścieżek fabularnych. Ale ta wolność wyboru ma swoją cenę.
Horror to rzecz paradoksalna: czy chcemy się bać… czy nie? Z jednej strony strach i przerażenie nie należą do najprzyjemniejszych uczuć, a nikt nie chce być tym, który najbardziej moczy spodnie na kolejnej imprezie z gatunku horroru. Z drugiej strony, odrobina paniki jest częścią gry, a jeśli jest w niej mowa o horrorze, to chcemy, żeby był w niej horror. The Quarry, duchowy następca wydanego na wyłączność konsoli Playstation zaskakującego hitu Until Dawn, należy raczej do łagodniejszej kategorii i tylko z rzadka potrafi nas naprawdę zaszokować, pomimo okazjonalnych skoków w bok i radosnych rozbryzgów krwi.
To raczej udane i cudownie nieporadne postacie nastolatków przyprawiały o gęsią skórkę i doskonale bawiły nas nawet bez ogromnej paniki. Ponieważ gra The Quarry, podobnie jak Until Dawn, pozostawia nam dużą część kontroli, możemy dowolnie sterować młodzieńczym zamętem i jesteśmy odpowiedzialni za to, kto w końcu przetrwa cały chaos, a kto nie. Jednak w trakcie gry zawsze zdarzają się długie fragmenty, które nieco hamują naszą chęć wypróbowania 186(!) różnych zakończeń.
Ponieważ nie jesteśmy policją gatunkową, nie możemy podjąć ostatecznej decyzji, czy jest to horror, czy nie. Mimo to jesteśmy pewni, że nastoletni fani horrorów spędzą z Kamieniołomem co najmniej dziesięć godzin przyjemnej gry.
Technicznie nieskomplikowane, ale skuteczne
Zaczynamy od zera: W prologu wita nas raczej kiepska piosenka pop Ariany Grande i kilka rozbudowanych ujęć w gęstym lesie, w tym nastrojowa nocna atmosfera. Pierwsze minuty wyglądają imponująco i kosztownie, jeśli o to chodzi.
Poznajemy młodą parę, Laurę i Maxa, którzy całkowicie gubią się w drodze na letni obóz w kamieniołomie Hackett. Trochę się kłócą i szybko uświadamiamy sobie prawdopodobnie największą zaletę Kamieniołomu: naprawdę wygląda świetnie! Mimika twarzy i gesty postaci są wiarygodne, a szybkie wyszukiwanie w Google pozwala stwierdzić, że bohaterowie są wiernym odbiciem swoich prawdziwych aktorów. Motion capture robi wrażenie, a my czujemy się jak w kinie, tylko bardziej w jego środku.
Po małym wypadku samochodowym potykamy się przez ponury las jako Laura, a gra przekazuje nam kierownicę na resztę gry. Kiedy nie wpływamy na akcję w sekwencjach filmowych za pomocą opcji dialogowych, badamy otoczenie w poszukiwaniu wskazówek, które powiedzą nam, co się tu w ogóle dzieje.
Gdy tylko robi się dramatycznie, o życiu i śmierci bohaterów decydują zazwyczaj proste, szybkie wydarzenia czasowe. Wyzwanie polega raczej na tym, by być naprawdę uważnym, bo oczywiście nastolatkowie potykają się równie dokładnie, jak lubią się zaskakiwać we wszystkie pułapki, jakie oferuje scenariusz horroru.
Generalnie rozgrywka jest prosta, ale mimo to doskonale bawi dzięki imponującej oprawie wizualnej. Ponieważ gra The Quarry jest tak piękna i filmowa, zalecamy spędzenie czasu z kontrolerem, na dużym ekranie i w możliwie najbardziej poziomej pozycji, najlepiej na kanapie przed telewizorem. Ale uważaj: nie daj się skusić na odłożenie kontrolera, bo zapłacisz za to gorzką cenę w postaci przegapionego QTE!
Kevin sam … w kamieniołomie
W pierwszym rozdziale poznajemy naszych (wkrótce) ukochanych głównych bohaterów. Obóz letni w kamieniołomie Hacketta już się zakończył, a opiekunowie również przygotowują się do powrotu do domu. Gdyby nie blokowy Jacob, który chce spędzić ostatnią noc ze swoją letnią ukochaną Emmą, sabotuje furgonetkę, ratując wszystkich przed bezpieczną podróżą do domu.
Kierownik obozu Chris Hackett błaga wszystkich, by spędzili całą noc w domu, ale jego kalkulacje nie uwzględniają nierozsądku młodzieży. Łobuzy wolałyby raczej urządzić przyjęcie przy ognisku i wspólnie powspominać.
Dzięki zastosowanej technice i dobrze dobranym aktorom szybko nawiązujemy więź z bohaterami i gubimy się w typowej sieci relacji. Mamy swoich ulubieńców (w naszym przypadku popisowego Dylana i outsidera Ryana) i nie nudzimy się mimo dość długiej ekspozycji, która następuje później. Kiedy zapada noc i zaczyna robić się nieprzyjemnie, już dawno polubiliśmy naszych bohaterów i z radością walczymy o ich życie.
Najlepsze gry grozy z 2022 roku: Nie możesz się nasycić dobrze utrzymanym horrorem? Przyjrzyj się więc najlepszym obecnie przedstawicielom gatunku, w których koniecznie powinieneś zagrać!
Mało gorzki posmak
Pierwsze pięć godzin gry w The Quarry to przyjemne tempo i wiarygodna historia, która jednak w drugiej połowie gry gubi się w chaosie. Historia staje się jednocześnie bardziej przewidywalna i bardziej absurdalna. Co więcej, regularnie wprowadzane są nowe postacie, które nie byłyby w ogóle potrzebne. Przykuwają one zaskakująco dużo uwagi i odwracają uwagę od postaci, do których początkowo czuliśmy sympatię. W efekcie powstają długie odcinki, które pozbawiają wiatru w żagle narosłe napięcie i nie ma na nie miejsca w końcowej fazie kinowej gry grozy.
Jeśli nie podejmujemy rozważnych decyzji i nie działamy przez cały czas, bohaterowie powoli umierają. Zasadniczo jest to ciekawa mechanika – ale „uratowane” postacie odgrywają wyjątkowo niewielką rolę. Jest to trochę niezręcznie rozwiązane, ponieważ naprawdę chcemy zobaczyć naszych ulubionych bohaterów w akcji, gdy już przeżyją. Dlatego nawet dramatyczne śmierci w pewnym momencie wydają się niemal nieistotne, ponieważ zaskakująco niewiele zmieniają w przebiegu fabuły, kto przeżyje, a kto nie.
Podobnie jak finał Mocno reklamowane 186 brzmi imponująco na papierze. W praktyce proste okienka tekstowe rozczarowują, informując nas raczej sucho, które postacie umarły i z jakiego powodu. Dlaczego nie ma tu zapowiedzi, jak dalej potoczą się losy tych, którzy przeżyli? Cała gra składa się z sekwencji filmowych, więc spodziewaliśmy się przynajmniej krótkich napisów końcowych. I tak wydaje się, że przeprowadziliśmy naszych ulubieńców przez tę straszną (dla nich) noc zupełnie na próżno, ponieważ na koniec wydają się tak samo martwi, jak ich prawdziwi polegli przyjaciele.
Małe podziękowanie w postaci ostatniej sceny dopełniłoby The Quarry i nie pozostawiło nam gorzkiego posmaku, na który gra w ogóle nie zasłużyła. Szczególnie w pierwszych godzinach gry technologia i grafika są przekonujące i jesteśmy ciekawi, dokąd zaprowadzą naszą grupę. Kiedy dowiadujemy się, że prowadzi ich to praktycznie donikąd, jesteśmy rozczarowani i życzymy sobie więcej dla tak naprawdę dobrze wykreowanych postaci.
Wniosek redakcyjny
W „Kamieniołomie” tak, najbardziej cieszyłem się na widok Brendy Song, która wciela się w rolę Kaitlyn, a którą ostatnio widziałem wieki temu w „Hotelu Zack i Cody”. Zaskakująco dobrze oddaje to moje wrażenie o „Kamieniołomie”, ponieważ bohaterowie byli dla mnie najważniejszym elementem spektaklu. Dzięki technologii motion capture mimika twarzy i gesty są bardziej realistyczne niż kiedykolwiek, a aktorzy mają duże pole do popisu i mogą się wspaniale rozwijać.
Ale kiedy po połowie gry wiele postaci prawie się nie pojawia, byłem nieco zaskoczony. The Quarry nie do końca wypełnia powstałą w ten sposób pustkę, a już na pierwszy plan wybijają się istniejące niedociągnięcia: zbyt mało grozy, nieistotna rozgrywka, luki logiczne w fabule. Wolałbym, żeby było o jedną lub dwie postacie mniej, ale potem wszyscy odgrywają główne role aż do końca. I proszę – daj mi bardziej satysfakcjonujące zakończenie, które nie pozostawia tak wiele otwartego.