High on Life w recenzji: uwielbiam tę strzelankę, ale za cholerę nie mogę jej wam polecić

0
323

Pomoc! Nie wiem jak do cholery opisać tę cholerną strzelankę nie łamiąc przy tym wszystkich zasad i przepisów z redakcji!

Shit. Ey. Nie wiecie o tym, ale od czasu do czasu pojawiają się pewne, hm… różnice twórcze między mną a redakcją, gdy zbyt kwieciście podchodzę do parafraz i języka. Czasami bałagany po prostu prześlizgują się niezauważone podczas korekty, ale z High on Life mam kompletnie przechlapane.

Tej gry nie da się w ogóle dokładnie i obiektywnie opisać bez jednoznaczności, więc nawet nie będę próbował. Miło się rozmawia z niektórymi z was, w takim razie od przyszłego tygodnia pewnie będę psim groomerem czy coś.

So: Testowałem High on Life. Podczas moich 15 godzin gry, wytężyłem całą swoją siłę woli, aby nie zastrzelić celowo irytującego dziecka kosmitów w grze. Zostałem wtedy zachęcony przez jego matkę, aby iść dalej i zrobić to, i dostać za to osiągnięcie.

Dostałem puszkę pełną spermy kosmitów od faceta w płaszczu trechowym i delikatnych żeberkach. Wpuściłem do domu bezdomnego, który obsrał wszystkie rośliny doniczkowe. Przed kanapą, na której zajmował miejsce, utworzyła się żółta kałuża, która po każdej zakończonej misji wciąż się powiększała.

Obejrzałem trzy nieopisanie złe pełnometrażowe filmy na monitorach w świecie gry. Naprawiłem toaletę dla dwóch kosmitów – jeden siedział na górze, drugi czekał na dole i to tyle, jak daleko chcę opisać ten scenariusz. Ujmę to tak: jeśli nie lubisz mnie i moich artykułów, znienawidzisz High on Life. W przeciwnym razie może warto się przyjrzeć

Fuck yeah!

Jest przeklinanie, jest deszcz płynów ustrojowych, High on Life to jedna z najbardziej prymitywnych gier jakie testowałem. Off top of my head, jedyny, który przychodzi mi na myśl to (nieocenzurowany w Anglii) South Park: The Stick of Truth z jego nazistowskimi płodami, który był nieco bardziej brutalny.

(Blim City jest podobnie kolorowe i pełne seksu i przemocy jak Night City, tylko paskudniejsze)
(Blim City jest podobnie kolorowe i pełne seksu i przemocy jak Night City, tylko paskudniejsze)

W High on Life grasz międzygalaktycznym łowcą nagród, który poluje na obcy syndykat zbrodni, który porywa ludzi i wykorzystuje ich jako narkotyki w dowcipnie opowiedzianej historii. Na początku gry wybierasz krótko twarz, która ma dokładnie taki sam efekt jak kiedyś w Anthem (dokładnie zerowy, nigdy więcej jej nie zobaczysz). Przemawiając na twoim miejscu jest arsenał żywych broni, z których wszystkie są żądne krwi i komentują każde zabójstwo z odpowiednim entuzjazmem.

Pistolety nie są strasznie celne, postrzegane pięć różnych typów wrogów to strunzdoof, a poza bardzo dobrymi walkami z bossami, gra oferuje jakąkolwiek formę wyzwania tylko na najwyższym z trzech poziomów trudności.

Knifey nóż wpada w ekstazę, gdy tylko wypatroszysz nim bossa potworów. Pistoletowy Kenny strzela z półautomatycznej zielonej mazi, bug-eyed Gus pełni rolę shotguna, a wyjątkowo upierdliwy Sweezy jest karabinem precyzyjnym. Wszystkie bronie są całkiem fajne, ale stają się niemal bezcelowe, gdy tylko odblokujesz Creature.

Stworzenie szybko rodzi potomstwo, które będzie atakować twoich wrogów i zjadać ich. Pod koniec dostajemy nieco uszkodzonego Lezduita, który ledwo wymawia własne imię i wznosi toasty za całe armie wrogów, ale na przeładowanie potrzebuje dobre półtorej godziny.

(Zabawne walki z bossami są tam, gdzie najprawdopodobniej zostaniesz wyzwany, reszta gry jest dość łatwa)
(Zabawne walki z bossami są tam, gdzie najprawdopodobniej zostaniesz wyzwany, reszta gry jest dość łatwa)

Funnier than you think

Choć na początku może to brzmieć nieco nudno, to jednak jest zabawne, bo zarówno wrogowie, jak i broń komentują wszystko zupełnie głupimi powiedzonkami. Przykład: „Będę się kochać w zwłokach łowcy nagród, nie obchodzi mnie, jakie mają dziury!”.

Oznacza to jednak również konieczność zrozumienia tych powiedzonek w wyłącznie angielskim voice output, bo z jednej strony gagi są często trudne do odczytania w środku walki w postaci niemieckich napisów, ale z drugiej strony są też całkowicie prowizorycznie przetłumaczone, co jest niestety normą w większości dzisiejszych gier. Spodziewaj się zwykłych błędów w tłumaczeniu i nieporozumień, które powstają, gdy copywriterzy nie znają kontekstu. Do gagów wrócę za chwilę.

(Humor w grze jest zdecydowanie bardziej Pickle Rick i nigdy nie staje się bardzo głęboki lub mądry. Mnie to nie przeszkadza, Ty możesz to widzieć inaczej)
(Humor w grze jest zdecydowanie bardziej Pickle Rick i nigdy nie staje się bardzo głęboki lub mądry. Mnie to nie przeszkadza, Ty możesz to widzieć inaczej)

Mimo stosunkowo niewielkiego arsenału broni, frajda z gry bierze się również ze specjalnych zdolności posiadanego sprzętu. Nóż służy również jako hak do wspinaczki, smark Kenny otwiera zamknięte drzwi i uruchamia katapulty, Gus wystrzeliwuje platformy do wspinaczki i tak dalej. Dzięki takim sztuczkom i ulepszeniom, jak manewry boost i jetpack, stajesz się coraz bardziej zwinny i zyskujesz dostęp do coraz większej ilości ukrytych dobroci na dużych, rozległych poziomach.

Warto wrócić do starych obszarów w późniejszej fazie gry, aby zdobyć skrzynie ze skarbami, które wcześniej były nieosiągalne. Jeśli gardzisz backtrackingiem, możesz przejść grę bez ponownego odkrywania, ale to również skróci czas gry netto do około dziesięciu godzin i przegapisz różne gagi i smakołyki.

Special Humour

High on Life jest mocno polaryzujący i ma bardzo specyficzną grupę docelową. Gagi są nie tylko celowo rażące i przekraczają granice. W grze Justin Roiland, który podkłada głosy większości postaci, robi dokładnie to, co robi Justin Roiland: jąka się, powtarza się, beka pełnymi garściami w połowie zdania, przeciąga niezręczne, surrealistyczne rozmowy w kółko do maksimum.

Pistol Kenny mówi dokładnie jak Morty, inne postacie brzmią jak Rick, większość jest gdzieś pomiędzy. Czasem jednak chcę po prostu strzelić focha, proszę bardzo, a nie chcę tego robić przez piętnaście minut naraz, więc odchodzę, a NPC potwierdzają to słowami „Oh, okay, fuck you then!”, albo marudzą, że uważam swój czas za zbyt ważny dla ich monologów.

(Ten kolega jest kiepski, bo ma wyłączoną nogę. Jest za to jeden z wielu długich monologów w grze, albo obelga, jeśli po prostu odejdziesz)
(Ten kolega jest kiepski, bo ma wyłączoną nogę. Jest za to jeden z wielu długich monologów w grze, albo obelga, jeśli po prostu odejdziesz)

W grze jest ukryte kino, uruchamia ono „Demon Winds” w pełnym wymiarze fabularnym z komentarzem Red Letter Media. Do gry wchodzą także „Blood Harvest” z Tiny Timem oraz „Tammy and the T-Rex” z Denise Richards i Paulem Walkerem. Tak, siedziałem w grze wideo obok kosmitów na przemoczonej kanapie oglądając jedne z najgorszych pełnometrażowych filmów gamingowych wszech czasów!

(W High of Life utknęło kilka pełnometrażowych filmów fabularnych. Tutaj oglądamy Blood Harvest z Tiny Timem:)
(W High of Life utknęło kilka pełnometrażowych filmów fabularnych. Tutaj oglądamy Blood Harvest z Tiny Timem:)

Cieszyłem się niemal każdą minutą tej gry, mimo że trudno mi sobie wyobrazić osobę, która na poważnie podzielałaby takie nastawienie. Technicznie gra jest w porządku – środowiska są szykowne i zróżnicowane, stwory zawadiackie, muzyka przyjemna dla ucha i nie doświadczyłem żadnych zacięć czy dropoutów, na które narzekają niektórzy użytkownicy, poza dwoma małymi zawieszeniami skryptów. Te ostatnie zostały szybko naprawione przez ponowne wczytanie mojego save’a.

High on Life jest wliczone w Game Pass Microsoftu, w innym przypadku kosztuje 50 euro

Werdykt redaktora

High on Life to jedna z tych gier, które istnieją tylko ze względu na mnie. W kręgu moich znajomych nie mam nikogo, kto kiedykolwiek słyszałby o Red Letter Media lub widział którykolwiek z dziwacznych skeczy Joela Havera. Oczywiście, jeśli się ich nie zna, to nic się z ich gościnnych występów nie wyniesie. A jeśli nie możesz odnieść się do Justina Roilanda, to i tak nic nie wyniesiesz z tej gry. Jeśli nie rozumiesz voice-overa, to też przegrałeś, bo nikt nie chce czytać cały czas napisów w pierwszoosobowej strzelance albo dialogów, które w najlepszym wypadku są słabo przetłumaczone przez kilka minut. Frustruje mnie niezmiernie, jak bezdusznie traktowane są tłumaczenia w większości gier w dzisiejszych czasach! Ok, Squanch Games nie jest pewnie deweloperem wartym miliony, ale w takim razie proszę nie pobierać za tę grę 50 euro! Uważam, że to bezczelność.

Mam szczerą nadzieję, że High on Life mimo ograniczonej grupy docelowej przypadnie do gustu kilku z Was, bo w zasadzie chciałbym widzieć więcej takich gier. Strzelanka dla jednego gracza z rozbudowaną kampanią, bez lootboxów, przecenionych skinów i innych bzdurnych DLC. Dodaj do tego surowe poczucie humoru, które już rozgrzało niektóre nadwrażliwe umysły, szalone postacie i projekty, świetne środowiska i zaskakująco dobrą ścieżkę dźwiękową, a ta mechanicznie raczej przeciętna strzelanka staje się czymś więcej niż sumą swoich części. Zawsze chciałem użyć tego powiedzenia, a tutaj pasuje idealnie.