Asystentka kostnicy w teście: Tak świetnego pomysłu nie miała jeszcze żadna gra grozy

0
330

W The Mortuary Assistant zakład pogrzebowy to niemal idealna sceneria dla gry grozy. Ale groza zbyt szybko się wyczerpuje.

Czy myślisz o pracy jako grabarz? W takim razie lepiej sprawdź najpierw The Mortuary Assistant. Dlaczego? Ano dlatego, że ta pierwszoosobowa gra grozy nie tylko poprawnie przedstawia pracę grabarza, ale także pokazuje nam to, co tak niezłomnie ukrywają odpowiednie ogłoszenia o pracę: demoniczną działalność w domach pogrzebowych.

Żartując, jakby widok zwłok nie sprawiał, że włosy na karku stają nam dęba, w Asystencie kostnicy sługa piekieł również ogłasza nasze miejsce pracy swoim placem zabaw. Mówiąc wprost, musimy równolegle do pracy znosić losowy terror duchów i w końcu wygnać demona z powrotem do piekła.

Jak dobrze działa całość i dlaczego oceniamy grę słabiej niż większość z ponad 3 tysięcy recenzji na Steamie (92 procent pozytywnych!), dowiecie się w teście na GlobalESportNews

A Notoryczny Pracodawca

Asystentka kostnicy przenosi nas do amerykańskiego „Connecticut” z 1998 roku – wieloletni fani Resident Evil mogą teraz ochoczo pokiwać głową. Historia rozpoczyna się w słonecznej atmosferze przedziału kolejowego w miejskiej kawiarni, gdzie podsłuchujemy atrakcyjnie oddaną rozmowę matki z córką.

Na lewej ławce: nasze alter ego, grabarz Rebecca Owens. Uderzająca brunetka zdobyła niedawno certyfikat lekarza tanatopraktyka i jest gotowa do rozpoczęcia swojej nowej pracy w River Fields Mortuary. Z kolei jej starzejąca się matka pozostaje nieopisana, ale ostrzega córkę przed reputacją domu pogrzebowego jako niebezpiecznego, nawiedzonego domu.

(Bóg cię opuścił: Biorąc pod uwagę scenę przed nami, od razu wierzymy w napis na ścianie)
(Bóg cię opuścił: Biorąc pod uwagę scenę przed nami, od razu wierzymy w napis na ścianie)

Znowu znajdujemy przyjemnie ciepłe, staromodne wnętrze. A nasz szef, siwobrody grabarz Raymond, też nie daje nam powodów do sceptycyzmu. To się zmienia, gdy gwałtownie odsyła nas do domu, a później prosi telefonicznie o przejęcie jego nocnej zmiany. Ok, jako „nowy” oczywiście spełniamy tę prośbę. Skąd mogliśmy wiedzieć, że niedługo potem zostaniemy zamknięci w instytucie?

Jednym problemem z The Mortuary Assistant jest to, że historia praktycznie kończy się na tym płytkim wstępie, poza kilkoma przeplatającymi się odniesieniami do przeszłości Rebeki. Owszem, jest kilka słowiczych zakończeń doświadczeń, bo nie każde nasze działanie prowadzi do sukcesu. Nie dano nam jednak zbyt wiele miejsca na porażkę – a napisy końcowe są po prostu zbyt mało imponujące, byśmy koniecznie chcieli ponownie przejść przez trzy godziny gry.

(Nasze miejsce pracy nie jest zbyt wystawnie urządzone, ale całkiem przyjemnie się na nie patrzy.)
(Nasze miejsce pracy nie jest zbyt wystawnie urządzone, ale całkiem przyjemnie się na nie patrzy.)

Autentyczne „Nowoczesne balsamowanie „

Jak już wspomniałem wcześniej, podczas naszej deszczowej nocnej zmiany w domu pogrzebowym, natrafiamy na demona. Mały diabeł opętał jednego z „naszych” zmarłych, co stawia nas przed zadaniem skremowania opętanego ciała. Dodatkowo musimy zidentyfikować diabła po imieniu. O tym, jak to działa, dowiesz się w okienku informacyjnym.

(Nasze miejsce pracy nie jest zbyt wystawnie urządzone, ale jest całkiem miłe dla oka.)
(Nasze miejsce pracy nie jest zbyt wystawnie urządzone, ale jest całkiem miłe dla oka.)

Więc dajemy demonowi wypędzenie

Chociaż nie możemy zrobić nic złego, zachowując zwłoki, udane wygnanie demona zmienia grę. Aby tego dokonać, należy w określonych warunkach spalić opętanych zmarłych, w czym wspiera nas trzech pomocników:

  • (papierowa pieczęć)prowadzą nas do nieregularnie pojawiających się demonicznych znaków na ścianach czy meblach. Jeśli plomba się zapali, jesteśmy szczególnie blisko znaku. Każda z nich ujawnia część imienia demona.
  • (Okrągła gliniana tabliczka)służy nam do rozszyfrowania nazwy. Tutaj umieszczamy w czterech zagłębieniach korespondencje odnalezionych znaków wykonanych z gliny. Wszystko w porządku? Następnie rzecz zostaje skremowana wraz z opętanym.
  • (Specjalna substancja chemiczna)do ujawniania demonicznych znaków jest dodawana do płynu konserwującego. Tylko w ten sposób można ponad wszelką wątpliwość zidentyfikować opętane ciało.

Może się zdarzyć, że nie spalimy odpowiedniego ciała dokładnie według instrukcji. Podobnie możemy pomylić się w nazwisku lub otrzymać niewłaściwe ciało. Tego ostatniego można jednak łatwo uniknąć.

Aby ustalić prawidłowe szczątki, musimy zakonserwować cztery proceduralnie wygenerowane zwłoki na wzór „Modern Embalming”. W procesie tym płyny ustrojowe są wymieniane na specjalne substancje chemiczne, a zwłoki przywracane są do stanu wizualnie dobrego. Tu zresztą The Mortuary Assistant ma poświadczoną wysoką autentyczność z kręgów zawodowych.

To pewnie dlatego procedura jest zawsze taka sama: W pomieszczeniu chłodni i kremacji najpierw wyciągamy z komory jednego z często przerażających, ale nie oszpeconych kadawerów. Następnie, na martwym pasku, przetaczamy go zirytowani do gabinetu zabiegowego, bo sterowanie myszką jest tu raczej ślamazarne.

(Wyjęcie komory chłodzącej ze zmarłego jest znacznie uproszczone. To też dobra rzecz, bo ponure sterowanie Bare''a wystarczająco działa nam na nerwy)
(Wyjęcie komory chłodzącej ze zmarłego jest znacznie uproszczone. To też dobra rzecz, bo ponure sterowanie Bare”a wystarczająco działa nam na nerwy)

Ciekawostka: Bohaterka nawet nie kładzie ręki na gołym, bo ten toczy się przed nią wygodnie nawet bez kontaktu. W sumie następuje sześć kroków leczenia, z których każdy wymaga od nas wykonania kilku prostych ruchów lub kliknięć myszką:

  • (Badanie):Oglądamy z bliska całe ciało zmarłego. Wszelkie rzucające się w oczy cechy, takie jak skaleczenia czy krostki, notujemy w naszym schowku na kliknięcie myszką, a później na komputerze.
  • (Zamknij usta):Igły z gwintem wbijane są do górnego i dolnego dziąsła za pomocą wstrzykiwacza igieł. Usta zamykają się poprzez pociągnięcie za nitkę.
  • (Zamknij oczy):Aby oczy były zamknięte, na tęczówce umieszczamy samoprzylepne plastikowe klapki.
(Wszystkie początki są trudne? Nie z naszym schowkiem, który wykłada nam każdy krok konserwacji zwłok)
(Wszystkie początki są trudne? Nie z naszym schowkiem, który wykłada nam każdy krok konserwacji zwłok)

    • (Zachowanie 1):Za pomocą skalpela należy przeciąć tętnice w szyi i połączyć je z rurkami pompy. Wcześniej do pompy wlewamy konserwującą mieszankę chemiczną.
    • (Zachowanie 2):Tutaj „szturchamy” – fuj – w dolnej części klatki piersiowej za pomocą trokaru (rodzaj haczyka na ryby). Ten ostatni również musi być wypełniony chemikaliami.
    • (Czyszczenie):Na koniec należy oczyścić twarz nieboszczyka za pomocą ściereczki dezynfekującej.

    Na początku rzemiosło grabarza jest dość fascynujące, ale najpóźniej przy czwartym kliencie ziewamy w piersi – z powodu braku urozmaicenia. Dodatkowo zarówno narzędzia, jak i środki chemiczne są losowo rozmieszczone w pomieszczeniu przed każdym zabiegiem, więc za każdym razem musimy szukać ich na nowo. Ale dobra: ostatecznie jest to gra z gatunku horrorów; fabryka strachu ma więc ostatnie słowo.

    Inteligentne efekty szoku, ale…

    Jedno jest pewne: Asystentka kostnicy potrafi zrobić random horror, czasem naprawdę dobrze. Przykład: z oświetlonego przedpokoju mamy zamiar przejść korytarzem do gabinetu zabiegowego, gdy nagle światło gaśnie. Tak nagle, że praktycznie wpadamy na korytarz, a tam u stóp upiornej staruszki.

    Staramy się omijać jej paskudny, szary grymas z lewej strony, ale ona dostosowuje swoje ruchy do naszych. I jakby ciemność właśnie stała się czarną, wszechpochłaniającą masą, grozi, że połknie nas razem z duchem. Potem nagle zniknęło. Chodźmy do włącznika światła!

    (O, kim jest ta pani na końcu korytarza? Właściwie to nie spodziewamy się żadnych krewnych o tak późnej porze...)
    (O, kim jest ta pani na końcu korytarza? Właściwie to nie spodziewamy się żadnych krewnych o tak późnej porze…)

    Tak, ta gra doskonale wie, pod jakimi parametrami ma sznurować swoje samobójstwa. Albo co powinien zrobić nieruchomy demon pleśni po 20 sekundach beznamiętnego gapienia się.

    Mimo to pojawiają się problemy, a jednym z nich jest dźwięk. Jeśli np. wentylatory chłodzące nagle zagrzechoczą, to brzmi to jak tania płyta z radia z trzaskiem. Nie wszystkie odgłosy brzmią sucho i chrzęszcząco, ale jest to zgodne z ogólnie zmienną jakością darmowych bibliotek dźwiękowych.

    To co może przyprawić niektórych o jeszcze większy ból brzucha to fakt, że wszystkie zagrożenia są wizualne. Kryjówka, pościg, siekiera w głowie: nic z tych rzeczy tu nie istnieje. Mimo to system checkpointów zdoła zirytować nawet nieśmiertelnych. Bo postępy są zabezpieczone tylko na początku leczenia – a to może trochę potrwać.

    (Zmiany scen są nieliczne w The Mortuary Assistant. W tym przypadku jest to również tylko rozebrane pomieszczenie u góry obrazka)
    (Zmiany scen są nieliczne w The Mortuary Assistant. W tym przypadku jest to również tylko rozebrane pomieszczenie u góry obrazka)

    Częściowa kastracja świetnego pomysłu

    Jeśli zawsze chciałeś wykonać jakąś upiorną pracę przy zwłokach, to czeka cię nie lada gratka z The Mortuary Assistant. Jednak tylko na krótko, co nie oznacza tylko krótkiego czasu trwania gry, który wynosi trzy godziny.

    Po początkowej fascynacji praca grabarza szybko staje się powtarzalna, a proceduralne efekty szokowe – choć udane – przy drugiej próbie stają się starymi znajomymi. Wirtualne zagrożenia dla życia i zdrowia trzeba nawet całkowicie odrzucić.

    Wniosek redakcyjny

    Rozcinanie zmarłych zupełnie nie leży w mojej krwi, ale jako fan horroru byłem potwornie ciekawy Asystenta kostnicy. Pewnie! Już sama myśl o nocnej zmianie w zakładzie pogrzebowym wyzwala pewną ilość adrenaliny – co by się więc stało, gdyby w pobliżu dudnił również zły demon? Skok serca?

    W teście moje serce faktycznie podskoczyło kilka razy. Ale to było zanim zrozumiałem, że widma terroru nie mogą mi zrobić żadnej krzywdy. Osobiście w grach grozy potrzebuję dreszczyku emocji związanego ze śmiertelnym zagrożeniem, który najlepiej oddają mi „fizycznie” obecni wrogowie. Albo nawet pulsujące (i de facto śmiertelnie niebezpieczne) duchy Projektu Zero. W tej chwili muszę sobie wyobrazić Projekt Zero w zakładzie pogrzebowym. Ouch!