Siedem tygodni po fatalnej premierze, szokujący sci-fi The Callisto Protocol ma New Game Plus i działa znacznie płynniej. Przynajmniej, jeśli chodzi o technologię …
„W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku”. Ta zasada sprawdza się w science fiction od końca lat siedemdziesiątych i choć Glen Schofield, twórca oryginalnego Dead Space, zabiera nas w te same nieskończone przestrzenie w The Callisto Protocol, to lamenty kupującej oryginał publiczności były słyszane aż nazbyt wyraźnie.
Ze względu na brak optymalizacji i problemy z kompilacją shaderów, mrożąca krew w żyłach grafika i widowisko grozy zmutowały w jedną orgię szarpaniny, która zdusiła w zarodku wszelką zabawę dla wielu pełnych nadziei fanów. W rezultacie oceny na Steamie spadły, a my zdegradowaliśmy grę o dziesięć punktów.
Siedem tygodni i cztery łatki później, fala wydaje się stopniowo odwracać, a zupełnie nowy tryb „New Game Plus” chce zachęcić nawet długo cierpiących weteranów do ponownej gry. Wystarczający powód, abyśmy po raz kolejny przywdziali strój więźnia w czasie premiery remake”u Dead Space. Czy The Callisto Protocol poprawił nie tylko techniczne, ale i zabawowe dziwactwa, dowiecie się w postteście na GlobalESportNews
The dead moon has us again
Pasjonujący wstęp umiejętnie wsysa nas w dystopijny scenariusz nawet przy drugim podejściu. Uderzający głos i mimika sadystycznego naczelnika Ferrisa są jeszcze filmowo zainscenizowane i motywują nas do tego, aby nasz protagonista Jacob Lee jak najszybciej uciekł z piekła więzienia Black-Iron na lodowym księżycu Jowisza – Callisto.
Aby skorzystać z dobrodziejstw trybu New Game Plus, musieliśmy jednak najpierw ponownie uruchomić kredyty z naszym starym wynikiem. Następnie New Game Plus można było wybrać bezpośrednio z menu głównego, a my mogliśmy zabrać ze sobą wszystkie bronie, ulepszenia i kredyty.
Aby prolog nie był całkowicie absurdalny, Jacob odzyskuje swoje rzeczy dopiero wtedy, gdy w trakcie opowieści odkryje na nowo elektryczną pałkę, szelki grawitacyjne i pierwszą stację ulepszeń. Przy tym ostatnim bohater otrzymuje również swoje inne bronie, takie jak karabin szturmowy czy wybuchowa strzelba.
Od tego momentu, nawet na najtrudniejszym poziomie trudności, będziesz miał trochę luksusu. Jeśli umiejętnie wykorzystasz swoją przewagę technologiczną nad jedynie nieśmiało zwiększającą się różnorodnością wrogów, Twoi przeciwnicy będą tylko wyglądać głupio. Podczas naszej siedmiogodzinnej rozgrywki powstrzymaliśmy się nawet od używania strzykawek leczniczych dla zabawy.
To tylko nieznacznie odbiera klimat, bo błędy nadal są nagradzane strasznymi animacjami śmierci. Z drugiej strony, na próżno liczyliśmy na tajemnicze zakończenie.
Finał NG+ oferuje nam ten sam (delikatny) cliffhanger, który pierwotnie miał nas wprowadzić w nastrój do fabularnego DLC planowanego na lato 2023 roku. Na pocieszenie możemy przynajmniej uśmiechnąć się z nazwy odpowiedniego osiągnięcia: „Parole denied”
Faktor frustracji: teraz z okolicznościami łagodzącymi
Walki z kilkoma mutantami jednocześnie, a także walki z bossami (przetwarzane czterokrotnie) również powodowały do tej pory bolesne skurcze – w obu przypadkach wszystko jest już jasne. Kąt kamery jest teraz nieco szerszy, a wrogowie prawie nigdy nie trafiają nas w plecy ze względu na brak opcji kontrataku. Zamiast tego atakują i spychają nas, co powoduje znacznie mniejsze szkody.
W dodatku na dwóch niższych poziomach trudności rozbrojono dawniej absolutnie śmiercionośne uderzenia dwugłowego potwora bossa. W trybie łatwym możesz teraz wytrzymać trzy trafienia, w trybie średnim dwa. Przyspieszono również wszystkie animacje przeładowania, zmiany broni i leczenia.
Te mechaniczne usprawnienia są jednak wciąż kontrowane przez rażące słabości konstrukcyjne. Nadal przeciskamy się przez niezliczone wąskie korytarze i szyby, by ukryć czasy ładowania i odcinki czasu gry.
Smutnym punktem kulminacyjnym jest finałowa bitwa, w której zmuszeni jesteśmy do podążania za schematem walki pozbawionym jakichkolwiek logicznych podstaw. Pierwsza z dwóch faz może być zakończona tylko w walce wręcz, bo wtedy do awansu wystarczą cztery do pięciu serii ciosów.
Jeśli zamiast tego wystrzelimy w twarz przeciwnika 90 (!) naboi z wybuchowym śrutem, który wyrywa z butów większość przeciwników w grze przy jednej aktywacji trybu ognia alternatywnego, to mają to w nosie. Nawet 120 naboi z karabinu szturmowego później, on nadal szarżuje na nas.
Kto wtedy dzwoni w końcowej fazie zupełnie z pustymi rękami z pałką, może właściwie od razu załadować przedostatni punkt kontrolny, bo tego znowu nie da się wygrać w walce wręcz. Zabawowa wolność wygląda inaczej.
Technika: nadal ze szczególnym ciężarem winy?
Protokół Callisto wygląda fantastycznie, nie ma co do tego wątpliwości. Wspaniała gra światłem i cieniem oraz wyraziste tekstury to uczta dla oczu, ale mimo wszelkich prób optymalizacji zjadają one na śniadanie nawet sprzęt z najwyższej półki.
Menu opcji oferuje wiele ustawień, a upscaler FSR firmy AMD również obiecuje drobną ulgę, ale ci, którzy są gotowi tylko na kilka wizualnych kompromisów, powinni być przygotowani na grę z połową pożądanej liczby klatek na sekundę.
W końcu zniknęły irytujące szarpnięcia, które zawsze występowały, gdy jakiś obiekt lub efekt pojawiał się po raz pierwszy i trzeba było najpierw skompilować jego shadery. Gra teraz zajmuje się tym w jednym wielkim kroku (tj. pasek ładowania) przy pierwszym uruchomieniu gry – dobra rzecz! Podczas przejść między strefami FPS nadal jednak trochę się ugina.
O ile refleksy ray tracingu rzuciły na kolana nawet przerośniętego RTX 4090 w momencie premiery, to teraz są w połowie użyteczne przy 60-90 FPS na tak drogim sprzęcie. Jeśli do ich użycia trzeba było aktywować FSR, co wiąże się z lekkim rozmyciem, to równie dobrze można nie zawracać sobie nimi głowy, bo różnice i tak są bardzo małe, biorąc pod uwagę środowiska o niskim odbiciu.
Wynika z tego, że The Callisto Protocol można teraz bez problemu cieszyć się na w miarę nowoczesnym sprzęcie. Ponieważ same wysokie wymagania nie są powodem do dewaluacji (Crysis pozdrawia), anulujemy pierwotne odjęcie dziesięciu punktów. Pozostaje punkt minusowy za nieudolną lokalizację.
Editor”s verdict
Choć minęło zaledwie siedem tygodni, ja również cieszyłem się z drugiej przerwy w więzieniu. Pięknie przyciemnione oświetlenie i ostra oprawa dźwiękowa oszałamiają moje zmysły swoją przerażającą pilnością. Chwytliwy system walki również mnie nuży.
Ale nawet w NG+ z żalem potykam się o dziwactwa projektowe. Choć mogę swobodniej korzystać z amunicji i odblokować wszystkie pozostałe bronie, to jednak kot gryzie się w ogon: teraz wrogowie upuszczają też amunicję do dość nieciekawych strzelb, a z kolei dają mi mniej nabojów do moich faktycznych faworytów.
Ten wieczny zgrzyt między zapierającą dech w piersiach atmosferą a wątpliwymi decyzjami projektowymi jest wielką tragedią The Callisto Protocol i ilustruje ogromny potencjał, który został tu zmarnowany. Ci, którzy są świadomi słabości, mogą jednak podróżować na księżyc Jowisza z czujnym okiem i cieszyć się brutalnym horror-shockerem za to, czym jest: horror show, który jest tak samo niedoskonały, jak i intensywny.