Dlaczego Activision nie chce stałych graczy w World Series of Warzone

0
362

Esports i Call of Duty: Warzone – te dwa terminy nie mogły być bardziej odległe czerwiec 2021 r. Activision nie ma żadnego interesu w promowaniu społeczności, mimo nowo powstałej World Series of Warzone.

„Niektóre z największych nazwisk w Call of Duty: Warzone rywalizują o największą pulę nagród – to World Series of Warzone” – napisało Activision w oficjalnym komunikacie 19 maja. To, co początkowo brzmi jak gigantyczny esportowy push, w rzeczywistości jest niczym więcej niż wielkim PR-owym wydarzeniem, w którym jedyną rzeczą, która liczy się na papierze, jest sportowy sukces.

You can’t get in here

Możliwość zakwalifikowania się do serii turniejów jako zwykły gracz jest niewielka i niesprawiedliwa. Ponieważ jak dotąd, tylko zwycięska drużyna z kwalifikacji dostaje miejsce w dużym turnieju. W końcu to wielcy twórcy treści i zawodowi gracze amerykańskiej ligi Call of Duty decydują o wszystkim.

To jak elegancki klub, w którym odbywają się najlepsze imprezy, ale zostajesz przechwycony przez bramkarza na zewnątrz, mimo że jesteś najlepiej ubrany, a potem oglądasz imprezę na ekranie. Będąc w środku, a nie tylko tam, niestety wygląda to inaczej. Dwa lata temu Mistrzostwa Świata w Fortnite były nieustannie w nagłówkach gazet, ponieważ każdy bufon miał równe szanse, aby spróbować zakwalifikować się do finału w Nowym Jorku i zdobyć część z 30 milionów dolarów nagrody pieniężnej.

Z kolei w World Series of Warzone ponad 90 procent graczy stanowią z góry ustaleni zawodowcy, streamerzy, influencerzy i partnerzy Activision. Sportowa postawa wygląda inaczej. Nie ma tu underdogów, nie ma bohaterów znikąd. Activision chce mieć sztucznie ustawioną imprezę – bez wsparcia społeczności. To jest szkolna ocena 5, a więc słaba jak na tzw. ambicje esportowe. W sumie pula nagród we wszystkich czterech turniejach wynosi 1,2 miliona dolarów, po 300 000 dolarów na każdy z nich. I niestety, większość z tego trafia do grubej ryby w stawie CoD.

Cheating problems and lots of control

Warzone od wielu miesięcy boryka się z poważnymi problemami związanymi z oszustwami. I ten problem staje na drodze do wydarzenia, w którym każdy prosty gracz na świecie może się zakwalifikować. Ponad 500 000 kont oszustów zostało już zbanowanych przez Activision i Raven Software. Ale nie widać końca, ponieważ oszuści wracają z kreatywnymi rozwiązaniami i mnóstwem kont.

W Fortnite widzieliśmy w eliminacjach do Mistrzostw Świata, jak poważne może być oszustwo, gdy nagroda pieniężna jest wysoka. Pojawiła się fala banów, która pozbawiła gry ponad 1000 oszustów. Dwóch graczy Xxif i Ronaldo dostało się nawet do wielkiego etapu pomimo oszustw, co wywołało ogromny shitstorm w Epic Games. W końcu obaj otrzymali po 50.000 dolarów amerykańskich za udział w finale, pozbawiając innych graczy tej możliwości.

Activision nie chce mieć nic wspólnego z takimi problemami. Zdając sobie sprawę z poważnych problemów z oszukiwaniem w Warzone, liczba nieznanych uczestników powinna być jak najmniejsza. Przecież deweloper może wtedy jeszcze powiedzieć: każdy miał swoją szansę. A kontrola kilku wykwalifikowanych graczy i tak jest wtedy ograniczona.

Activision wolałoby zaoszczędzić pieniądze i wysiłek, zamiast przeznaczyć je na działający antycheat. Potem raczej odpalają kolejne skryptowane wydarzenie za milionową kwotę. Najważniejsze jest to, że w końcu streamerzy i zawodowcy dostają swoją część tortu i prawdopodobnie także dużą część nagrody pieniężnej. Ponieważ nie będzie wielu „normalnych” graczy, którzy wywalczyli sobie drogę przez Otwarte Kwalifikacje.

Party ze streamerami i bez głównej społeczności

W dodatku kwalifikacje do Open i tak staną się swego rodzaju hazardem. Uczciwi gracze i tak będą mieli do czynienia z licznymi oszustami. Jeśli oszuści znajdą się na szczycie, ścisłe kontrole Activision wyeliminują ich przed finałową rundą. Czy osoby, które zajęły miejsca w czasie, awansują? Nie byłoby to nierealne, gdyby pierwsza dziesiątka kwalifikacji składała się z oszustów. Activision nie chciałoby sobie zadawać tyle trudu.

Wtedy raczej polegać na już związanych kontraktem profesjonalistów z Call of Duty League i pchać wielkich streamerów jeszcze więcej pieniędzy przez tylne drzwi. Niestety, z biznesowego punktu widzenia ten ruch ma jak najbardziej sens. Wygenerowane liczby wyświetleń przez znanych profesjonalistów, jak również twórców treści, takich jak „NICKMERCS”, 100 Thieves CEO „Nadeshot” i wielu innych, to uwaga, którą Activision chce zwrócić na Twitch, Youtube i tym podobne. Ale prawdziwa podstawowa społeczność, pasjonaci gier, ma z tego wydarzenia bardzo niewiele. W końcu pozostaje tylko odrobina rozrywki na ekranie – ale na przyjęciu inni świętują.