Jako jedni z pierwszych zagraliśmy w Dead Island 2 na gamescomie i byliśmy mile zaskoczeni. Masakra zombie na strzępy. I strzępy.
Komunikacja między zespołem deweloperskim w salonie gier a kierownictwem PR w poczekalni jest skomplikowana. Powód prosty: do wizjera drzwi przyklejone są rozpryski krwi, co sprawia, że komunikacja za pomocą standardowych targowych sygnałów ręcznych jest tylko średnio możliwa.
Pasuje jednak do Dead Island 2, w które będziemy mogli zagrać po raz pierwszy w ciągu najbliższych 30 minut. Bo nazwać grę akcji o zombie orgią przemocy to niedopowiedzenie. W powietrzu lata tu więcej części ciała niż wielbłądów w kolońskim karnawale.
Trzeba to lubić. Jeśli jednak lubicie taką masakrę, to według naszych pierwszych wrażeń z gry możecie spodziewać się niezwykle kompetentnej i przede wszystkim odświeżająco bezkompromisowej krwawej łaźni.
No Open World: Najważniejsze fakty o grze
Pierwsza zapowiedziana na targach E3 2014 gra Dead Island 2 ukazała się ponad osiem lat temu, wtedy jeszcze pod skrzydłami niemieckiego studia Yager. Technicznie rzecz biorąc, nowe Dead Island 2 nie ma już nic wspólnego z tym projektem. Angielski zespół Dambuster w 2018 roku zaczynał zupełnie od zera.
Co pozostało: credo Paradise gone to hell i sceneria w Los Angeles. Całość zainscenizowano przy użyciu mocno zmodyfikowanej wersji silnika Unreal Engine 4, ale już nie jako otwarty świat. Dambuster chce opowiedzieć liniową historię z efektownymi kulminacjami i dlatego wysyła cię przez mieszankę większych światów i węższych poziomów fabularnych. Podobnie jak w God of War, tak i tutaj będziesz mógł powrócić do raz odblokowanych obszarów w dalszej części gry.
Kampanię można rozegrać w pojedynkę lub w kooperacji z maksymalnie dwoma znajomymi, wybierając spośród sześciu różnych postaci, z których każda ma swoje mocne i słabe strony. Na gamescomie mogliśmy jednak wypróbować jedynie tryb dla pojedynczego gracza.
Nasze wrażenia z meczu: co daje nam nadzieję
Demo zabrało nas najpierw przez zarażoną zombie plażę w Santa Monica, potem do salonu gier, gdzie musieliśmy przywrócić zasilanie, by móc robić postępy, a w końcu do potężnej finałowej bitwy na diabelskim młynie. Odcinek był przykładem bardziej liniowych poziomów, pochodzących ze środkowej części kampanii i specjalnie zmodyfikowanych, by – jak twierdzą twórcy – dać jak najbardziej kompleksowe wrażenia z rozgrywki. I to kompleksowe wrażenie było zaskakująco pozytywne.
System walki się rozpada: Można długo spierać się o sens i bezsens przesadnego przedstawiania przemocy, ale na pewno nie o to, jak masywne i wiarygodne są walki w Dead Island 2. Odpowiada za to proceduralna kalkulacja trafień opracowana specjalnie dla Dead Island 2. Jeśli celujemy kataną w nogę, to ją szabrujemy. Jeśli uderzymy młotem kowalskim w brodę, to broda odlatuje wysokim łukiem – albo z zombie na niej, albo tylko z głową, w zależności od siły uderzenia.
Po kilku minutach staje się to drugą naturą i jest po prostu zabawą. Dead Island 2 świadomie obywa się bez systemu combo z Dying Light 2, są tylko lekkie i ciężkie ciosy, a także swoisty tryb wściekłości, który sprawia, że przez kilka sekund jesteśmy szczególnie potężni. Zamiast tego gra kładzie większy nacisk na to, z czym i przeciwko komu walczysz.
Arsenał broni i przeciwników wydaje się wszechstronny: W demie walczyliśmy nie tylko kataną i młotem kowalskim, ale także kluczem do rur, naelektryzowanymi pazurami, a także pistoletem i MP. Amunicja w Dead Island 2 będzie jednak mocno ograniczona, a nacisk zostanie położony na walkę wręcz.
Zamiast tego są różne bronie do rzucania, takie jak koktajle Mołotowa i granaty, które mają dużą moc, ale także cool-down, co wydaje się nieco nielogiczne.
Z drugiej strony już demo daje do zrozumienia, że w Dead Island 2 nie wystarczy samo bieganie i walenie w różne rzeczy. Z jednej strony wynika to z otoczenia, które możesz zarówno podpalać, jak i elektryzować. Z drugiej strony to zasługa zombie, które chcą cię dopaść na różne sposoby.
Niektóre pełzną w twoim kierunku, co jest powolne, ale zaskoczyło nas, gdy graliśmy, bo patrzyliśmy w stronę horyzontu. Niektórzy noszą na ciele materiały wybuchowe, co oczywiście ogranicza ich wybór broni. A niektóre uderzają w ziemię ogromnymi pięściami, które zwalą cię z nóg, jeśli w porę nie podskoczysz.
W finale na diabelskim młynie bez trudu musieliśmy poradzić sobie z ponad 20 nieumarłymi w różnych postaciach, co zmuszało nas do ciągłego manewrowania i regularnej zmiany broni, zwłaszcza że poszczególne pałki również się zużywają.
W związku z tym Dead Island 2 kładzie duży nacisk na crafting; będziesz mógł ulepszać i poprawiać każdą broń na różne sposoby, aby stać się panem lub panią nad hordami zombie. Jednak nie udało nam się jeszcze tego wypróbować, tylko zebrać mnóstwo rzeczy. Jak bardzo jest to irytujące lub motywujące nie da się ocenić po 30 minutach dema.
Co jest jeszcze niejasne: Historia i różnorodność
Już w demie widać, że w przeciwieństwie do Dying Light 2, Dead Island 2 wcale nie traktuje siebie poważnie, pod względem tonu przypominało bardziej film Zombieland. Deweloperzy nazywają więc swoje bohaterki Thrivers, a nie Survivors – nie ocalałymi, a beneficjentami plagi zombie. Są zarażeni, ale odporni i radzą sobie z de-zombifikacją z odpowiednim dobrym humorem i mnóstwem błyskotliwych powiedzonek.
Na ile humor jest skuteczny, czy też będzie dryfował w sferze Saints Row, tego jeszcze z dema nie wiadomo. Jak na razie jednak wydaje się bardziej cyniczny i czarny niż przekombinowany i hipsterski, co daje nam na razie nadzieję.
Nie wiadomo też, jak długo można naprawdę motywować do rzezi zombie wobec prostego systemu walki. Dead Island 2 musi stale dostarczać ciekawych wariantów broni i zombie, aby jego koncepcja działała i nie zmutowała w nudny hack and slay lub crafting grindfest.
Jesteśmy pewni świadomej decyzji o rezygnacji z otwartego świata, ponieważ z jednej strony pozwala on twórcom na inscenizację spektakularnych momentów zombie, a z drugiej wyznacza zabawne granice manii zbieractwa poprzez samą swoją strukturę. Z drugiej strony, w naszym demie było jeszcze sporo rzeczy do zgarnięcia. Zobaczymy więc, w jakim stopniu Dead Island 2 znajdzie złoty środek między motywacją do eksploracji a nadmiarem ciekawostek.
W każdym razie, nasze 30 minut rozgrywki przeleciało, dlatego wcale nie byliśmy niezadowoleni, że trochę trwało, zanim deweloperzy wysłali przez wizjer sygnał dla kolejnych przedstawicieli prasy. Dzięki rozpryskom krwi.
Editor”s verdict
Lubię, gdy gry wiedzą czego chcą i wprowadzają to co w życie bez kompromisów. Dead Island 2 chce tylko jednego: pozwolić nam zarżnąć zombie – jak najbardziej brutalnie i spektakularnie. Podporządkowuje temu wszystko inne, czy to rezygnację z prawdziwego otwartego świata, czy celowo prosty system walki.
Ale dopóki jest tak samo rozrywkowy jak w demie, to mi to pasuje. Właściwie nie jestem fanem splatterów, ale nawet ja nie mogę zaprzeczyć złodziejskiej radości z brukowania Santa Monica Pier częściami zombie z wyborem broni, który jest tak wszechstronny, jak to jest zabawne.
Czy całość będzie bawić dłużej niż kilka godzin, trudno jeszcze ocenić. Podobnie jest z fabułą i humorem – Saints Row właśnie pokazało, jak cienka jest granica między śmiechem a zażenowaniem.
W każdym razie Dead Island 2 pokazało na targach gamescom, że jest równie dobrze dopracowane, co zabawne. A to więcej, niż śmiałem mieć nadzieję po jego dzikiej historii rozwoju.