Dying Light 2 w recenzji: przyszliśmy dla otwartego świata i zostaliśmy dla fabuły

0
828

Dying Light 2 oferuje świetną rozgrywkę i zaskakująco mocną historię. Jednak monotonia otwartego świata i duży problem z łupami sprawiają, że gra o zombie staje się coraz gorsza.

Nikt tak naprawdę nie potrzebuje zombie. Śmierdzą, zostawiają wszędzie części ciała i zjadają mózgi, których ludzkość naprawdę potrzebuje! I wtedy moja ulubiona sceneria jest właściwie od dziesięcioleci beznadziejnie przesycona: Po każdym Resident Evil, The Last of Us, The Walking Dead czy Dawn of the Dead, nieważne jak dobrym, następuje co najmniej trzy razy więcej szmiry, której nigdy nie potrzebował.

Pomijając jednak śmieciowe perełki, nasuwa się pytanie, czy w 2022 roku jest jeszcze miejsce na dobrą historię o zombie? Dying Light 2 daje na to jasną odpowiedź i śmiem nawet twierdzić, że w swoich najlepszych momentach może nawet konkurować z Wiedźminem 3 – wiem, co za skandal!

Zanim jednak z oburzeniem wygnacie mnie do pociągu do Busan, dajcie mi chociaż test, który wyjaśni, dlaczego Dying Light 2 nadaje się również dla Was, jeśli uważacie zombie za totalnie nudne. Bo czy grasz w ten tytuł dla jego historii, czy dla rozgrywki: Nie będziecie żałować – nawet jeśli napotkacie problemy, których nie chciałbym widzieć w żadnej grze z otwartym światem w 2022 roku.

Dying Light 2 to naprawdę dobra gra fabularna.


Porozmawiajmy najpierw o najlepszej części: Dying Light 2 opowiada naprawdę ekscytującą historię. Zaskakuje mnie to podwójnie, bo o fabule poprzednika można było spokojnie zapomnieć. I na pierwszy rzut oka fabuła sequela wydaje się raczej funkcjonalna, ale w miarę postępów w grze rozwija się coraz bardziej, aż w końcu nabiera tempa i nie można się od niej oderwać.

O co chodzi z tym
? W Dying Light 2 wczuwam się w rolę Aidena. Bohater gry przemierza jako tzw. pielgrzym świat, który od prawie 15 lat należy do nieumarłych. Aiden urodził się w post-apokalipsie – co jest odświeżająco inna perspektywa – i teraz szuka jego zaginionej siostry Mia. Na obojgu w dzieciństwie przeprowadzano okrutne eksperymenty, oddzielając ich od siebie. Przy okazji, wszystkie te informacje dostaniecie w pierwszych kilku minutach, zanim ktoś krzyknie spoilery.

Poszukiwania Aidena prowadzą go do miasta Villedor, znanego również jako Miasto. Jest to bowiem prawdopodobnie ostatni bastion ludzkości. Ale na początku Aiden nie znajduje żadnych odpowiedzi, za to trafia na śmiertelnie niebezpieczną grę intryg pomiędzy różnymi frakcjami. Tutaj walczy się nie tylko z zombie i bandytami, ale także o dominację i odwieczne pytanie, kto ma największy kij.

Jako Aiden nie jestem jednak cichym uczestnikiem ustalonej fabuły. Zamiast tego to ja mam wybór i często wpływ na dalszy przebieg historii. Dzięki licznym decyzjom mogę zadecydować nie tylko o drodze Aidena, ale także o przyszłości ostatniego miasta na ziemi – na lepsze lub gorsze.

Oskarżenia przeciwko Techlandowi

W ostatnich miesiącach raz po raz padały oskarżenia pod adresem dewelopera – firmy Techland. Chodziło między innymi o crunch, seksizm i rzekomą porażkę zespołu zarządzającego – konkretnie przeciwko scenarzyście historii Chrisowi Avellone, między innymi.

Bacon i jajka czy belgijski gofr?

Mój wpływ zaczyna się od dwóch głównych frakcji, jeśli chodzi o to, komu kibicuję: czy popieram ocalałych, którzy są żądni niepodległości, ale jednocześnie rozbici wewnętrznymi konfliktami i z ostrożności spotykają się na razie z obcymi na szubienicznym stryczku? Czy też opowiem się za wojowniczymi siłami pokojowymi, które dla osiągnięcia swoich celów ryzykują życiem nie tylko swoich obywateli, ale także wszystkich innych? Zrobiłem to, co zrobiłem z Bractwem Stali i najpierw wybrałem tych z najfajniejszą zbroją.

Co sprawia, że fabuła Dying Light 2 jest teraz tak ekscytująca? Nie ma wyraźnego podziału na dobro i zło, tak jak nie ma obiektywnie słusznej drogi dla Aidena. Zamiast tego, wiele z moich działań ma nieprzewidywalne konsekwencje – a niektóre z nich są naprawdę, naprawdę gorzkie. Nie raz zmagałem się z kopaniem 30-godzinnego wyniku do kosza i zaczynaniem wszystkiego od nowa, bo miałem wyrzuty sumienia…

Na przykład, kiedy daję Strażnikom Pokoju kontrolę nad wieżą ciśnień, która jest niezbędna do przetrwania, najpierw myślę sobie: Tak, jasne. Ci faceci są źli i nie wpuszczą zombie ani bandytów. Ale mogłem się wcześniej domyślić, że to uzależni mieszkańców bazaru od sił pokojowych i uczyni ich szantażownikami. Trudno mi winić ocalałych za to, że nie mam już u nich najlepszej reputacji, mimo moich w gruncie rzeczy dobrych intencji – mogę krzyczeć I’VE ONLY MEANT IT WELL! o ekran tyle razy, ile chcę.

Czy muszę znać historię poprzednika?

Aby zrozumieć Dying Light 2 w całości, nie trzeba znać fabuły poprzedniczki. Przygoda wokół głównego bohatera Aidena rozgrywa się ponad 15 lat po wydarzeniach z poprzedniczki. Najważniejsze informacje o świecie Dying Light 2 są również streszczone w sekwencji wprowadzającej po rozpoczęciu gry.

Ale jasne, że frakcje i decyzje były już ściągane przez inne gry. W Dying Light 2 zaskoczyło mnie jednak to, jak złożone, a przede wszystkim podchwytliwe okazały się wybory. Od czasu Fallout: New Vegas czy Wiedźmin 3: Dziki Gon żadna gra nie przyprawiła mnie o tyle bólu głowy! Ale historia i wątki byłyby tylko w połowie tak dobre bez cholernie autentycznych i ludzko napisanych postaci. Zresztą autorzy z Techlandu udowadniają, że mają prawdziwą smykałkę do każdej pozornie nieistotnej tutaj postaci pobocznej.

A bit of a promise

Sprawiedliwie, muszę w tym miejscu wspomnieć, że wybory w Dying Light 2 rzadko kiedy prowadzą fabułę w zupełnie nowych kierunkach. Podobnie jak w Fallout 3, cel i zakończenie pozostają podobne dla każdego gracza – chodzi jednak o drogę, którą kształtują i zmieniają moje własne wybory. Nie ma tu zupełnie nowych obszarów czy fabuły jak w Wiedźminie 2. Decyzje na taką skalę, jak umieszczenie całych dzielnic pod wodą lub uwolnienie ich od niej, zapadają tylko raz – w przeciwieństwie do tego, co było z góry zapowiadane.

Niestety, właściwa główna historia Dying Light 2 również została sklecona dość pospiesznie i niezadowalająco pod koniec. Tutaj można odnieść wrażenie, że Techlandowi po prostu zabrakło czasu na porządną konkluzję, albo po prostu nie mieli pomysłu na to, jak dokładnie powinna wyglądać odpowiedź na wielką tajemnicę gry. Techland obiecuje, że w kolejnych tygodniach po premierze dostosuje zakończenie, ale dopiero czas pokaże, jak będzie ono wyglądało w ostatecznym rozrachunku.

Ale w gruncie rzeczy bardzo emocjonujący wątek główny wspierany jest przez zaskakująco dużo ciekawych questów pobocznych: Niezależnie od tego, czy bawię się w detektywa w kantynie Strażników Pokoju, tropię zaginionego psa małego chłopca, spotykam się z kilkoma ocalałymi, by się wkurzyć, czy też biorę udział w czymś w rodzaju Tindera czasów końca – wiele z opcjonalnych misji często prowadzi w zupełnie innym kierunku, niż można by początkowo podejrzewać. Tak bardzo, jak chciałbym się tutaj zagłębić w szczegóły, każdy dalszy opis tego tylko zepsułby potencjalne niespodzianki.

Ochrona przed kopiowaniem

Jak ujawniono dopiero na krótko przed upadkiem embarga na testy, Dying Light 2 opiera się na rozwiązaniu antytamperowym Denuvo do ochrony przed piractwem. Na (Steam-Forum) jest napisane, że tak będzie przynajmniej w okresie startowym. Jest więc możliwe (choć nie pewne), że Denuvo zostanie usunięte w późniejszym terminie.

Nie, nie każdy rysunek postaci jest niesamowicie dogłębny. Mimo to większość z nich jest napisana w bardzo ludzki sposób i (przynajmniej po angielsku) ma cholernie dobre głosy. Wierzbowski, na przykład, po prostu działa na nerwy swoim towarzyszom.
Nie, nie każdy rysunek postaci jest niesamowicie dogłębny. Mimo to większość z nich jest napisana w bardzo ludzki sposób i (przynajmniej po angielsku) ma cholernie dobre głosy. Wierzbowski, na przykład, po prostu działa na nerwy swoim towarzyszom.

Breathless through the night

But as much as the story is engaging, most of the time in Dying Light 2 you are surrounded by colleagues whose conversation level stops at Uoaaaaarrrh!!!! Porozmawiajmy więc o rozgrywce. Pod względem rozgrywki Dying Light 2 to mały rajski ptaszek wśród gier o zombie: Złożony system parkour i walki wręcz idą ze sobą w parze, a jedynym miejscem, w którym mogę odetchnąć poza bezpiecznymi strefami, są dachy. Więc Aiden wspina się, walczy i przemyka przez miasto, zawsze z paskudnymi jękami zgniłych trupów dyszących mu w kark.

W nocy robi się jednak jeszcze bardziej niebezpiecznie, kiedy naprawdę złe zombie są wypędzane na zewnątrz. Są to szczególnie agresywne warianty nieumarłych, niektóre z nich posiadają również egzotyczne mutacje. Zgodnie z dość motywującą zasadą ryzyko-zysk, w nocy mogę zdobyć dodatkowe punkty doświadczenia i cenne łupy, na przykład oczyszczając puste stragany super zombie.

Keyword Loot: Raczej spokojny system progresji w Dying Light 2 sprawia, że rajdy po łupy są niezwykle motywujące, ponieważ Aiden z czasem przekształca się z leda w parkour i maszynę do walki. Podczas gdy w pierwszych godzinach gry wciąż potykam się stosunkowo niezdarnie, z odpowiednimi umiejętnościami w końcu wykonuję tak potężne ruchy, że nawet zabójcom z Ubisoftu ostrza wbiłyby się w nadgarstki. Im częściej zjeżdżam w dół przepaści lub wbijam się w kosze na materace, tym większe prawdopodobieństwo, że uda mi się zaliczyć spektakularne zjazdy po ścianach, ponieważ Dying Light 2, podobnie jak Skyrim, opiera się na eleganckim połączeniu nauki przez zabawę i nagród za wykonanie zadania.

Fantastyczny rdzeń rozgrywki w Dying Light 2 jest naturalnie uzupełniony przez piękny i przede wszystkim klimatyczny świat gry, który Aiden może swobodnie eksplorować i wspinać się po nim. Świat gry Dying Light 2 jest spójny, ale nie jest tak imponujący i porywający jak ten z Far Cry 6 czy Assassin’s Creed Valhalla. Kolejny minus: system pogodowy mógł być bardziej dynamiczny i zaskoczyć nas bardziej dynamicznymi zmianami. Niewykorzystana szansa, by uczynić klimatyczny świat z jego unikalną, nowoczesną, średniowieczną oprawą jeszcze bardziej klimatycznym.

Zamiast tego, na każdym kroku kryją się ciekawe misje poboczne, opcjonalne wyzwania, takie jak mini-bossowie czy zagadki wspinaczkowe, przydatne łupy lub po prostu imponujące widoki. Często zdarzało mi się, że z wieży, na którą z trudem się wspiąłem, widziałem jeszcze wyższą wieżę – i od razu czułem się wyzwaniem. Jeśli zostanę beznadziejnie wydymany w tym procesie, oznacza to dla mnie tylko tyle, że muszę dodawać punkty doświadczenia i podnosić atrybuty Aidena bardziej zdecydowanie niż Monachium jego ceny wynajmu.

I właśnie wtedy uderzył we mnie ten zabawny cykl motywacyjny, który zapewnił mi rozrywkę na co najmniej 40 godzin w Dying Light 2. Dopiero wtedy poczułem, że w końcu dotarłem do (rozczarowującego) końca głównej historii. Najpóźniej jednak od tego momentu coraz bardziej zauważalne stają się oznaki zużycia i monotonii otwartego świata, które Dying Light 2 do tej pory dość sprytnie ukrywał.

Mysz i klawiatura vs. kontroler

W

Dying Light 2 można grać zarówno na PC z kontrolerem, jak i za pomocą myszki i klawiatury. Choć to drugie rozwiązanie w zasadzie działa, na dłuższą metę radzimy grać z kontrolerem. Szczególnie w przypadku bardziej złożonych umiejętności, które odblokujesz w dalszej części gry, może się zrobić dość ciasno z różnymi kombinacjami klawiszy.

Open World Trot

Na przykład, system walki polegający na atakowaniu, parowaniu, unikaniu, kontrowaniu i innych manewrach, które można odblokować, pozostaje zasadniczo zabawny i wymagający, ale na dłuższą metę nie ma tu zbyt wielu urozmaiceń. Pomimo tego, że istnieje wiele różnych typów przeciwników, nie muszę w ogóle eksperymentować. Bez względu na to, z jakim przeciwnikiem przyjdzie mi się zmierzyć, moja taktyka zawsze pozostaje taka sama.

Normalny zombie? Pałka w twarz. Szybki zombie? Pałka w twarz. Normalny bandyta? Pałka w twarz. Bandyta z kuszą? OK, dostaje ode mnie butem w twarz. Można trzykrotnie zgadnąć, czy dwumetrowy facet z trzymetrowym kijem podejmie opartą na faktach dyskusję, zamiast bójki. Nawet najtłustsze i najbrzydsze monstra w końcu się rozpadną, jeśli będę je wystarczająco długo tłukł podniszczonym łomem.

To również trochę bezczelne ze strony dewelopera, Techlandu, że nabija się ze mnie w samouczku, rzucając na Ubisoft spojrzenie za wspinanie się na anteny radiowe, tylko po to, bym wysadził w powietrze ponad tuzin wiatraków w mieście. Ale ok, wiatrak to coś zupełnie innego niż antena radiowa… której, nawiasem mówiąc, również odblokowujesz paletę do wspinaczki w dalszej części gry. Cóż, świetnie.

Szkoda też, że szczególnie wymagające laboratoria GRE z wartościowymi inhibitorami składają się w kółko z tych samych struktur typu kopiuj/wklej. Oczywiście, nie jest to łatwe zadanie dla twórców, aby wypełnić otwarty świat gry różnorodną zawartością na setki godzin rozgrywki. Mimo to słyszę gdzieś cichy dźwięk dzwonka Septa Unella, gdy pomyślę o ogromnych obietnicach Techlandu dotyczących zawartości, dzięki której Dying Light 2 powinien zapewnić nam rozrywkę na co najmniej równie długi czas.

Ponieważ sama perspektywa nowych łupów lub dodatkowych zasobów nie jest wystarczająca, aby przyciągnąć mnie do tych samych lochów i zadań. Zwłaszcza, że w Dying Light 2 i tak szybko i łatwo stałem się ważniakiem czasów końca, zgarniając pieniądze, craftując przedmioty, a nawet bronie i ubrania.

Dlaczego więc mam iść do dokładnie tak samo zaprojektowanego lochu po dokładnie taką samą koszulę tylko dlatego, że dzięki niej dwa procenty czegoś jest lepsze? Każda broń i ubranie są absolutnie dowolne i wymienne, a po kilku godzinach nie zwracam już uwagi na to, co w ogóle wrzucam do ekwipunku. Chociaż grabież odgrywa dużą rolę w Dying Light 2, nie jest to po prostu przyjemne i szybko staje się przykrym obowiązkiem.

Aby być uczciwym, wiele z przetworzonych questów pobocznych jest całkowicie opcjonalnych i nie tracę niczego, jeśli po prostu zostawię je na lewo. Wyzwania, które są niezbędne do dalszych postępów w grze, są w Dying Light 2 dość zróżnicowane. Nawet ja, jako zagadkowy mufti, byłem w stanie znaleźć coś, co podobało mi się na przykład w wiązaniu kabli w podstacjach. Może powinienem potraktować to jako okazję do uporządkowania chaosu węzłów pod moim miejscem pracy …

&&.

Technologia pozostawia mieszane wrażenie

Dying Light 2 w swojej szóstej odsłonie nie opiera się już na silniku Chrome Engine jak jego poprzednik, ale na C-Engine. Według Techlandu, dwa ważne aspekty zmiany silnika to wsparcie dla nowych konsol – czyli Playstation 5 i Xbox Series X – oraz ray tracing.

Mają się też pojawić usprawnienia w różnych obszarach, jak obsługa wielordzeniowości, streaming, AI, fizyka i animacje.

Niemniej jednak, mimo zmienionej, dość kolorowej stylistyki, wizualnie łatwo rozpoznać, że jest to następca Dying Light. Gra nie jest już do końca aktualna, co widać m.in. po dość niskiej szczegółowości obiektów i częściowo rozmytych teksturach:

Widziane z daleka, wiele tekstur wygląda przyzwoicie, ale po bliższym przyjrzeniu się są one czasami (zbyt) rozmyte.
Widziane z daleka, wiele tekstur wygląda przyzwoicie, ale po bliższym przyjrzeniu się są one czasami (zbyt) rozmyte.

Z jednej strony otwarty świat nadrabia to nieco bardzo harmonijnym designem i przekonującym oświetleniem, szczególnie w ciągu dnia. Jednak takie czynniki jak (zbyt) jasne noce czy brak cieni przy korzystaniu z latarki (nawet z ray tracingiem) psują ogólne wrażenie.

Ponadto, wymagania systemowe są jak na nasz gust zbyt wysokie, biorąc pod uwagę oprawę wizualną nawet bez ray tracingu. W przypadku RTX 3080 w wysokich detalach i rozdzielczości WQHD osiągnęliśmy wartości rzędu 90 FPS, podczas gdy RX 5600 XT zdołał uzyskać tylko 60 FPS w Full HD.

Jeśli wszystkie opcje ray tracingu są aktywne, nawet RTX 3080 potyka się w 4K z mniej niż 30 FPS. Jeśli aktywujemy DLSS, to znów będzie 45 FPS.

Planujesz zbyt daleko?

Więc zauważyliście: Dying Light 2 ciągle potyka się o przedział od cholernie dobrego do całkiem niezłego 08/15. O ile fabuła, decyzje fabularne, postacie i rozgrywka pozwalają zapomnieć o wielu niedociągnięciach, o tyle monotonia otwartego świata, nuda łupów i techniczne potknięcia na dłuższą metę dają się we znaki.

Dying Light 2 potrafi bawić przez wiele godzin gry – a być może nawet usprawiedliwia powtórne przejście, tylko po to, by zobaczyć, co przeoczyliśmy dzięki własnym decyzjom. Ponieważ nie ma systemu swobodnego zapisu, jeśli np. żałujesz jakiegoś wyboru, musisz zacząć zupełnie nową grę.

Dlatego też podstawy do zaoferowania 500 godzin rozgrywki lub pięciu lat dostaw treści są chwiejne. Techland nie może polegać na łataniu własnego otwartego świata, aby później być bardziej uniwersalnym.

Mimo świetnych momentów fabularnych i gameplayowych, Dying Light 2 pozostaje tytułem, który mógł zaoferować potencjał na znacznie więcej. Rok lub dwa więcej czasu, dopracowanie i dobre pomysły mogły zmienić dobrą grę w fantastyczną.

Why don’t we give a rating yet?

Podczas naszej fazy testowej Dying Light 2 nie udało nam się jeszcze wypróbować trybu kooperacji, nie udało nam się też zdobyć zdjęcia łatki Day One. W związku z tym postanowiliśmy nie wystawiać Dying Light 2 ostatecznej oceny w naszym teście GlobalESportNews.

Mimo, że nie spodziewamy się, aby oba aspekty zmieniły naszą tendencję ratingową na poziomie 80-82 punktów, ostateczną ocenę wystawimy dopiero po premierze 4 lutego 2022 roku.

Preliminarne pole oceny

Wniosek redakcyjny

Często mam do czynienia z dość dużą ilością śmieci jako fan zombie. Czasami tak zwana historia wywołuje u mnie jedynie znużone wzruszenie ramionami. Mój ukochany Resident Evil również nie jest odporny na takie faux pas. Tym bardziej zaskoczyła mnie więc fabuła Dying Light 2. Tytuł Techlandu to nie tylko udany główny wątek fabularny, ale także wiele ekscytujących misji pobocznych z fantastycznie napisanymi postaciami.

Wiem, porównanie z Wiedźminem jest odważne, ale moim zdaniem uzasadnione. W prawie żadnej innej grze nie zdarzyło mi się rozpocząć zupełnie nieciekawego zadania pobocznego, by godzinę później znaleźć się w zupełnie innej sytuacji – zwłaszcza emocjonalnej. Odświeżające jest również to, że praktycznie żadna postać w Dying Light 2 nie jest bezpieczna, niezależnie od tego, jak bardzo jest ważna lub nieistotna. Fakt, który pasuje jak ulał do nihilistycznej scenerii czasów ostatecznych.

Na koniec chciałbym wyraźnie ostrzec przed decyzjami dotyczącymi Dying Light 2. Ponieważ zakres obiecany w przedpremierowych materiałach promocyjnych prawie nie istnieje. Zamiast tego, w Dying Light 2 kształtujesz swoją osobistą ścieżkę, a nie cały świat gry – co działa bardzo dobrze. Ci, którzy liczyli na poważniejsze i bardziej złożone konsekwencje decyzji podejmowanych w Dying Light 2, bez wątpienia będą zawiedzeni.