Rozszerzenia do Graveyard Keeper oferują wspaniałą zabawę na dziesiątki godzin gry. Ale zamiast rozwiązać ważny punkt krytyki, zostaje on tylko przeniesiony.
https://www.youtube.com/watch?v=rBnyOyN8yHg
Jeśli myślisz, że bycie opiekunem cmentarza oznacza wkładanie kogoś do ziemi od czasu do czasu, a poza tym odkładanie nóg na bok, to jesteś w błędzie – przynajmniej jeśli weźmiemy nasz profil zawodowy w Graveyard Keeper jako punkt odniesienia. W grze, która pierwotnie została wydana w 2018 roku i którą śmiało możemy nazwać „Harvest Moon z trupami”, budujemy nasz cmentarny raj w komplecie z kościołem i farmą.
Pracujemy także jako ogrodnicy, winiarze czy alchemicy oraz eksplorujemy loch, który rozciąga się ponad 15 poziomów pod kościołem (kto by pomyślał „Diablo”). Do tego dochodzą trudności, w które świetnie napisane postacie poboczne, takie jak komunistyczny osioł i gadająca czaszka, ciągle nas wplątują jako część fabuły.
Wszystko to chwaliliśmy już w oryginalnej recenzji Graveyard Keeper. Nie zabrakło jednak również punktów krytycznych, a mianowicie grindu, który w wielu miejscach zbytnio się wyeksploatował oraz długich ścieżek. Ale od tego czasu wiele się wydarzyło, więc chcemy poddać trzy wydane do tej pory rozszerzenia, Breaking Dead, Stranger Sins i Game of Crone, post-testowi na serce, nerki i inne organy nadające się do recyklingu w tym momencie.
Table of Contents
Bodies in the basement
Trzy DLC płynnie wpasowują się w główną grę. Dla tych, którzy przegapili, oto krótkie streszczenie: Nasz tytułowy Opiekun Cmentarza jest w rzeczywistości zwykłym człowiekiem, który zostaje potrącony przez samochód w drodze do domu. Kiedy dochodzi do siebie, budzi się w średniowiecznym świecie.
Tam ma podjąć się roli stróża cmentarza, wygłaszać kazania i dbać o dom i podwórze. Wykonując questy, odkrywamy dość skomplikowaną historię tła. Celem naszego bohatera jest aktywacja portalu i powrót do domu.
Ale może to zająć dobre 70 godzin lub więcej, aby się tam dostać. Na początku naszym najważniejszym zadaniem jest uporządkowanie cmentarza, a później także kościoła. Zadbamy o to dzięki pięknym nagrobkom i obramowaniom grobów. W razie potrzeby nowe zwłoki przynosi osioł, którego ze względu na postawę możemy wprost nazwać „towarzyszem”.
Aby wykonywać naszą pracę, potrzebujemy surowców. Tak więc rąbiemy drewno, wydobywamy kamień i metale, używamy ich do produkcji lepszych narzędzi, nagrobków, wyższej jakości materiałów do craftingu i składników do receptur.
Wszystko jest lepsze z zombiakami!
W tym miejscu wkracza darmowe DLC Breaking Dead, ponieważ daje nam możliwość przywrócenia trupów do życia, aby mogły stanowić trzon naszej gospodarki jako pozbawieni woli pracownicy zombie (czy jak to ująłby osioł).
W praktyce wygląda to tak: gdy tylko otworzymy bramę w naszej piwnicy w ramach questu, głośny jęk skłania nas do eksploracji. Na ścianie w lochu obok wisi Gunter, nieumarły posiadający świadomość, obudzony dzięki eksperymentom i specjalnej miksturze. W wygodny sposób mówi nam, jak zmienić naszych pozbawionych życia klientów w bezmyślnych pomocników.
Wypróbowujemy to na nowym stole ożywień w kostnicy, by w końcu przeistoczyć się w doktora Frankensteina, tchnąc nowe życie w zgniłe ciała – łącznie z obowiązkowym porażeniem prądem.
I od tego momentu mamy zupełnie nowe możliwości! W przypadku niewyczerpanych złóż surowców zakładamy wcześniej zbadane miejsca wydobycia dla zombie za pomocą jeszcze bardziej rozbudowanego drzewka technologicznego i umieszczamy tam do dwóch nieumarłych pomocników. Ponieważ zombie są nie tylko dobre w hakowaniu, ale także w zataczaniu się, inny kolega przemieszcza się dzień w dzień tam i z powrotem, wypełniając palety między miejscem pracy a magazynem na podwórzu.
Zombie w piwnicy
Zombie w transporcie
Zombie Drwal
Ale nie byłby to Opiekun cmentarza, gdyby nawet te automatyzmy nie ukrywały pewnej podstępnej złożoności: aby mieć maksymalnie wydajnych służących, nasze zwłoki muszą mieć jak największą liczbę białych czaszek.
Przy stole sekcyjnym i balsamacyjnym mamy wiele możliwości wzbogacenia dostarczonego materiału. Jak wszystko w tej grze, liczy się to, że jest całkiem przyjemna i można się zatracić w ciągłej optymalizacji. Prawda jest jednak taka, że produkcja doskonałych zwłok wymaga również sporo harówki – a tak naprawdę nie jest to konieczne.
Apropos Grind: Był to główny punkt krytyki w teście. Czy poprawiło się to po aktualizacji o zombie? Pozytywnym aspektem jest to, że zawsze jesteśmy zaopatrzeni w podstawowe surowce, a plony przynoszone są bezpośrednio do tawerny lub kupca. Negatywnym aspektem jest to, że łańcuchy produkcyjne są po prostu zbyt złożone. Jeden poziom mniej załatwiłby sprawę. To nie rozwiązuje problemu ze szlifowaniem, a jedynie odsuwa go w czasie.
Przychodzi czaszka w barze
Automatyzacja przez zombie również tworzy moce przerobowe – na przykład dla dwóch fabularnych DLC. Te integrują się z główną grą podobnie jak mechanika zombie. Stranger Sins zaczyna się w momencie, gdy przynieśliśmy Gerry’emu, naszemu nigdy nie tracącemu czasu na złośliwe komentarze, wino (którego nie może skosztować), a on następnie chce z nami wykopać beczkę koniaku (którego również nie może skosztować).
Zamiast szlachetnej kropli natrafiamy na potężny artefakt, który w ładnie animowanych sekwencjach w grze pokazuje nam fragmenty z przeszłości społeczności wioski i tym samym opowiada kompletną i bardzo złożoną historię tła Graveyard Keeper. Aby móc dalej badać urządzenie, Gerry wpada na – dosłownie – szalony pomysł: zanim się zorientujemy, kupujemy ziemię i budujemy na niej tawernę „Do Gadającej Czaszki”. Aby utrzymać lokal w ruchu, modernizujemy wnętrze, rozbudowujemy pub, organizujemy różne imprezy i zaopatrujemy gości w alkohol.
„Posłuchaj gadającej czaszki,” powiedzieli. Ponieważ nasz bezcielesny przyjaciel Gerry nalegał na wykopanie beczki z koniakiem na początku Nieznajomych Grzechów, a my głupio znaleźliśmy ważny artefakt, musimy teraz prowadzić tawernę jako przykrywkę. Można to oczywiście rozbudować i przyciągnąć mieszkańców wsi alkoholem i festynami. Pod warunkiem, że nadal będziemy dostarczać im środki.
Jednocześnie poszukujemy łącznie 17 starożytnych artefaktów, dzięki którym możemy odblokować sekwencje. Są one porozrzucane po wiosce lub znajdują się w posiadaniu mieszkańców, co skutkuje sekwencją coraz bardziej irytujących questów typu „wynieś, zbuduj i przynieś”, zwłaszcza pod koniec gry.
Na pewno pozytywnym zjawiskiem jest naświetlenie historii wsi i nadanie mieszkańcom większej głębi. Kiedy jednak po niemal każdą rzecz musimy biegać w kilku miejscach, a pomiędzy nimi produkować na wskroś skomplikowane przedmioty, które przecież nie są nam potrzebne, sami czujemy się jak zombie, tylko tępo biegając z punktu A do punktu B przez jakieś osiem godzin. Mówiąc o chodzeniu: Dzięki opcji teleportu przemieszczanie się między lokacjami jest przyjemniejsze niż w głównej grze, ale i tak w Graveyard Keeper zdecydowanie zbyt często przemieszczamy się tam i z powrotem.
Finally a camp of our own
Choć myśleliśmy, że widzieliśmy już wszystko w naszej pracy jako dozorca cmentarza, jesteśmy zaskoczeni, gdy na początku trzeciego DLC Game of Crone, tajemniczy Teodoro staje pewnego ranka obok naszego łóżka i opowiada nam o swojej grupie szlachetnych uciekinierów, którzy ukryli się w lesie niedaleko kościoła w obawie przed Inkwizycją.
Będąc pomocnymi, dostarczamy obozowiczom jedzenie wbrew ich woli, co zwiększa zadowolenie uchodźców. Potrzebujemy tego, aby odblokować nowe budynki, takie jak ogród ziołowy, garbarnia i więcej namiotów. W misjach pobocznych poznajemy lepiej zwykłych dziwnych mieszkańców i po krótkim czasie czujemy się wśród nich jak w domu
Game of Crone gra przeważnie przyjemnie wyrównana, ale i tak oferuje najwięcej zawartości z tych trzech dodatków. Zamiast tylko zarządzać obozem dla uchodźców, musimy także odkryć motywy nowego tajemniczego inkwizytora, a po wiosce grasuje wampir. Jakby tego wszystkiego było mało, nasz osioł postanowił przeprowadzić rewolucję socjalistyczną – a my mamy mu w tym pomóc.
Fabuła kulminuje w trzech możliwych zakończeniach, które tak naprawdę mają różne konsekwencje. Ponieważ, niestety, możliwe jest zapisywanie tylko do jednej pamięci, a grind factor jest bardzo wysoki w całej grze, tylko nieliczni gracze prawdopodobnie przejdą przez te około dziesięć godzin kilka razy.