Nazwa addonu budzi strach w sercach fanów Guild Wars 2: Czy historia starych smoków naprawdę się skończyła?
Przynajmniej w tak zwanych tematycznych grach MMO są one ważne: fabuła. Jedynie po to, by dać granej postaci rację bytu w świecie poza biciem gangów, craftingiem i innymi. Od 2012 roku Guild Wars 2 opowiada historię Twojego bohatera, który wraz ze swoim gangiem NPC walczy z pradawnymi smokami w krainie fantasy Tyria.
Na samym początku bajka była dość zagmatwana, a w pierwszym dodatku Heart of Thorns fabuła traciła tempo tylko dlatego, że trzeba było zdobywać nowe masteries (specjalne umiejętności na kilku poziomach ulepszeń, np. latanie paralotnią). Potem historia stawała się coraz lepsza w małych rozszerzeniach Living World, a drugi duży dodatek Path of Fire był w końcu czymś w rodzaju pièce de résistance w kontekście Guild Wars 2.
Teraz End of Dragons idzie jeszcze dalej. Fabuła i dramaturgia są znakomite. Ale co poza tym oferuje ten dodatek? Ujmę to tak w skrócie: mogło być lepiej.
Cóż, przestraszony? Dobra robota, bo End of Dragons nie jest wcale zły, ma tylko kilka drobnych niedociągnięć i jedno stosunkowo duże w moich oczach. Teraz wszystko ci wyjaśnię.
Table of Contents
Brak jakichkolwiek barier wejścia
Akcja Końca Smoków rozpoczyna się niemal dokładnie w momencie zakończenia sagi o Lodowym Broodzie, a więc w ostatnim rozdziale dotychczasowego Świata Żywych. Fajne jest to, że ci, którzy pominęli sagę Ice Brood, są informowani o aktualnym stanie rzeczy za pomocą puszystych wskazówek rozsianych w pierwszych dialogach.
Mimo to polecam szczegółowe zapoznanie się z wydarzeniami w Internecie przed wyruszeniem do Canthy, jeśli nie zależy Wam na Eisbrutach i Sadze.
Jeszcze piękniejsza: Żadna z rzeczy, które były ważne w innych dodatkach, nie jest absolutnie konieczna w nowym dodatku. Ci, którzy pominęli Heart of Thorns, otrzymają po prostu w podstawowej wersji skrzydło, które w tamtych czasach było tak istotne. Osoby, które ominęły Ścieżkę ognia, mogą skorzystać z wypożyczonych skoczków (z opcją zakupu) lub raptorów taksówek ze stałymi trasami, aby szybko pokonywać duże odległości.
Przy okazji, są one również praktyczne dla właścicieli biegających jaszczurek, jeśli chcesz szybko dostać się do lodówki lub toalety, ale nie chcesz stać na wsi: małe zwierzątko biegnie, tak jak i Ty, tylko w kierunku kuchni lub łazienki.
https://www.global-esports.news/general/guild-wars-2-is-far-too-good-in-2022-to-keep-ignoring-it/
Smoki zostały uwolnione
Właśnie spędzasz czas w Oku Północy i rozmawiasz z własnym smokiem (Aurene, która po raz pierwszy pojawiła się w Heart of Thorns) – a potem znów jest rok 2006 i po szalonej akcji ze sterowcem nagle znajdujesz się w pięknej prowincji Seitung.
Tak jak Path of Fire bazuje na Guild Wars Nightfall, tak End of Dragons wysyła nas do inspirowanej Azją Canthy z Guild Wars Factions. Jedyna różnica polega na tym, że Cantha wygląda teraz trochę… och, o czym ja mówię, wygląda zupełnie inaczej.
Nasz smok Aurene odgrywa kluczową rolę w tej historii. Tak bardzo urosła!” src=”https://www.global-esports.news/wp-content/uploads/2022/03/In-the-story.jpg” width=”1920″ height=”1080″ /☻
Przynajmniej w ogromnym mieście New Kaineng. Tam, gdzie kiedyś stały tradycyjne budynki, teraz wyrastają w niebo drapacze chmur oświetlone tzw. technologią jadeitu. Wszędzie patrolują roboty strażnicze, w powietrzu krążą jadeitowe boty. Lubiąca technologię asura z mojego gangu NPC jest bardzo podekscytowana.
Nie zdradzając teraz zbyt wiele: Technologia Jade w Cantha ma swoją cenę. I to za zadziwiająco wysoką cenę, co z biegiem opowieści staje się coraz bardziej oczywiste (Badum Tss!). I że stare smoki jakoś tam wiszą, mimo że właściwie nie mogą już nigdzie wisieć… tak, tak, nie będę się w to zagłębiać.
To, że historia tak dobrze trzyma w napięciu, zawdzięczamy nie tylko wspaniałym odkryciom i zadaniom, ale także zaskakującej mechanice (np. zdalnie sterowane Jade Boty), którą wymyśliło Arenanet. Dla mnie to przede wszystkim dialogi, które prowadziły mnie coraz dalej na wschód, aż do finału.
Guild Wars 2 jeszcze nigdy nie było tak mądre, tak emocjonalne i tak humorystyczne jak w End of Dragons. W tym kontekście od razu na wstępie: detektyw Rama, który pilnuje prawa i porządku w Nowym Kainengu, początkowo jest bardzo sceptyczny wobec naszego oddziału, rzuca dziwne żarty, a potem stopniowo staje się cennym sprzymierzeńcem.
Pomiędzy nimi jest też trochę umierania, ale przynajmniej dla mnie jest to przyjemne urozmaicenie dramatu. Niezależnie od tego, zastanawiam się teraz, jak Arenanet będzie kontynuował Guild Wars 2 po tym dodatku. End of Dragons to coś więcej niż tylko cezura. Jest to zakończenie, w dodatku bardzo ugodowe. Przynajmniej jeśli chodzi o stronę fabularną.
Piękna wysokość spadania
Tak, historia jest moim osobistym atutem tego dodatku. Na drugim miejscu za nim? Rzeczywiście, wizualizacje. W samym Seitung jest tak wiele niesamowicie pięknych widoków, że pół popołudnia spędziłem na szybowaniu nad wyspą z Gryfem (nadal nie mam tego głupiego Sky Scale, bo z każdym rokiem moje życie staje się coraz cenniejsze).
Co i tak ma sens, bo Koniec Smoków to także widoki, punkty zainteresowania, mistrzostwo i punkty bohatera. Są one – tak jak powinny być – często umieszczane bardzo, bardzo wysoko na mapach. Nie chcę nawet wiedzieć, jak radzą sobie z tym ludzie, którzy nie mają wszystkich wierzchowców z Path of Fire. Nowe teleportery i suwaki czy nie.
Szokująco, mapy New Kaineng i Echo Forest z ich kanionami domów i drzew również przyciągają wzrok, ale te dwie łączą w sobie dla mnie największy problem End of Dragons. Ponieważ dotarcie z punktu A do punktu B jest tak męczące, mimo kilku punktów orientacyjnych, ponieważ widok jest często tak szybko spowalniany, ponieważ szczególnie w Nowym Kainengu wiele rzeczy jest rozłożonych na niezliczonych poziomach wysokości – z powodu tych wszystkich okoliczności często widzisz innych graczy tylko podczas wydarzeń.
Jakże często przechadzałem się po wspaniałej stolicy Canthy, tylko po to, by w pewnym momencie pomyśleć: „Gdzie są wszyscy?”. Następnie szybko spotykacie się na jednej z dość wymagających imprez, jeśli zdążycie tam dotrzeć przed jej zakończeniem. A potem wszyscy znów znikają w kanionach lub kanałach, by łowić ryby.
W ten sposób Arenanet kanibalizuje jedną z najważniejszych cech wyróżniających gry MMO. Nawet dla mnie, który wolę być sam. Ale gra w pojedynkę i poczucie osamotnienia to dwie zasadniczo różne rzeczy.
Nowe misje ataku
W ostatnim jak dotąd rozdziale Sagi o Świecie Żywych (Ice Brood Saga), Arenanet wprowadził tzw. misje ataku. Za tym kryje się wartka, wielopoziomowa walka, która nie jest tak ciężka i czasochłonna jak rajd. W misjach rajdowych bierze udział dziesięciu uczestników. Do czterech misji można przejść przez odpowiednie punkty wejścia w świecie gry lub w centrum gracza – Arborstein.
Nie musisz wszystkiego opanować
Skoro wymieniłem już trzy z czterech kart, szybko dodam też ostatnią. Nazywa się, odpowiednio, Koniec Smoka. Tak, z łącznikiem, nie wiem. Tak jak z Fakcji znamy Seitung, Nowy Kaineng, a także Las Echa, tak samo znamy Smoczy Koniec, ale raczej pod tytułem Jademeer. Tam mapa otwiera się ponownie. I to głównie w kolorze bogatej, jadeitowej zieleni.
Nie dość, że finał fabuły rozgrywa się na Smoczym Końcu, to jeszcze ma się tam odbyć największe wydarzenie w grze. Po kilku przygotowawczych potyczkach nadszedł czas na ostatni wielki wysiłek – który zaskakująco często kończy się niepowodzeniem.
Czy to z winy graczy i braku zrozumienia mechaniki, czy też zbyt małych obrażeń, nie jest to istotne, jest to denerwujące. Jeszcze bardziej irytujące jest to, że – przynajmniej do 15 marca – jajo żółwia można było zdobyć tylko poprzez pomyślne ukończenie wydarzenia, które po zebraniu zadań ostatecznie kończy się zdobyciem nowego żółwia oblężniczego.
Następnie trzeba je podnieść na wyższy poziom, korzystając ze zwykłej bieżni mistrzostwa. W międzyczasie możesz też kupić jajko za jedną z nowych walut. I nie chce mi się liczyć, ile walut ma do tej pory Guild Wars 2.
Brzmi to bardziej negatywnie niż jest w rzeczywistości, ponieważ żółw jest elementem opcjonalnym, podobnie jak wspomniana wcześniej podniebna waga. Niekoniecznie jest to potrzebne, aby czuć się komfortowo. Tak samo jak nie musisz osiągać maksimum w większości innych ścieżek mistrzostwa, które są dostępne w End of Dragons.
W ramach zadań fabularnych otrzymujemy na przykład nowego Jade Bota, małego latającego robota, którego trzeba naładować, aby można było za jego pomocą otwierać specjalne skrzynie (dla siebie) lub aktywować systemy obronne (dla ogółu). Na wyższym poziomie zaawansowania możemy również użyć go do umieszczenia osobistego punktu orientacyjnego.
W końcowej fazie rozwoju bot zachowuje się jak pupil Strażnika i może podnieść pana lub panią z powrotem na nogi, jeśli nie zwrócili na siebie uwagi podczas bitwy. Jest to jednak możliwe tylko w trybie PvE.
Ponadto, End of Dragons zawiera ścieżki mistrzowskie dla rybołówstwa, żeglugi i rozbudowy własnej bazy w Arborstein, centrum dla graczy znajdującym się w Echo Forest. Jak już mówiłem, wszystko jest opcjonalne.
Zbieraj, zbieraj, zbieraj
Oprócz opcjonalnych ścieżek mistrzostwa, End of Dragons jest przede wszystkim ucztą dla kolekcjonerów i miłośników uzupełnień. Niektóre zbiory wykraczają poza granice Canthy, na przykład byłem już w Lonarpass w akademii, aby odebrać stary gobelin po małej zagadce skokowej. Arenanet naprawdę wzorowo radzi sobie z takimi rzeczami: zwabia graczy na stare tereny, aby tamtejsze regiony nie opustoszały. Czy to za pośrednictwem dzienników, czy kolekcji.
Dla tych, którzy chcą się naprawdę postarać, przygotuj się na odblokowanie jednej lub kilku nowych legendarnych broni. Jak zwykle wymagają one etapu wstępnego, który można zbudować samemu, jeśli ma się przepis, lub znaleźć w skrzynce z nagrodami. A potem trzeba zdobyć wszystkie potrzebne rzeczy, aby ulepszyć broń do rangi legendarnej.
Leniwi i zamożni mogą również kupić nowe legendarne bronie w domu aukcyjnym, ponieważ w przeciwieństwie do Legendarysów drugiej generacji, tymi z trzeciej generacji można ponownie handlować. Obecnie trzecia generacja kosztuje w AH niecałe 5 000 sztuk złota, tydzień temu było to ponad 7 000 sztuk.
Nekro z bronią
Podobnie jak Heart of Thorns i Path of Fire, End of Dragons ponownie zawiera nowe elitarne specjalizacje, nowe sposoby grania klasami. Oznacza to, że każda klasa ma teraz dostęp do jeszcze jednego rodzaju broni. Strażnik włada teraz młotem jako Nieposkromiony. Inżynier nosi buzdygan w kształcie rączki Mecha, a także może dowodzić – zgadliście – mechami.
Nekromanta może teraz korzystać z pistoletów, korzystając z tak zwanej postaci Harbinger. Nie jest tak, że koniecznie trzeba wziąć broń do ręki. Nadal możesz chodzić z kijem, toporem i koncentratorem, a także korzystać z umiejętności użytkowych nowych specjalizacji. Pod tym względem Guild Wars 2 pozostaje wzorem dla majsterkowiczów, którzy chcą wypróbować własne podejście, nawet w przypadku Końca Smoków.
Mimo to spróbowałem swoich sił z Młotem-Waldi (tylko ze względu na miłe wspomnienia z pierwszych Guild Wars) i Pistoletem-Nekro. W rezultacie, jeśli będę chciał grać tymi klasami na poważnie, będę potrzebował znacznie więcej czasu, aby się do nich przyzwyczaić. Wynika to głównie z faktu, że nowe specjalizacje, w które grałem, są nieco zbyt skomplikowane, by sprawiały intuicyjną frajdę.
Tak, Młot Valdiego (w połączeniu z Mieczem Dwuręcznym) zyskał na mobilności. Owszem, jeśli umiesz idealnie połączyć wszystkie umiejętności, to wyrzuca on świetne wybuchy, ale w normalnym PvE rzadko jest to konieczne. A w PvP… ach, wyczucie czasu i zachowanie przeciwnika, węzły na palcach i takie tam…
Podsumowując, jestem trochę rozczarowany nowymi specjalizacjami. W końcu dlaczego miałbym, na przykład, grać teraz strażnikiem jako nowym pogromcą woli, skoro mogę też grać złodziejem?
Ale tak między nami: na początku nie byłem zachwycony nowymi specjalizacjami w Heart of Thorns, ale z czasem zakochałem się w żniwiarzu. Może uda mi się jeszcze znaleźć dostęp do Młota Valdi, choć na pewno nie w PvE. End of Dragons jest jeszcze młody, Arenanet powinien jeszcze poprawić klasy. Tak samo jak powinienem poprawić swoje mapowanie klawiszy, aby nie zginąć od nowych umiejętności, zmiany zwierzaków, wyzwolenia drwala i uderzenia ogonem jaszczurki.
Koniec redakcji
End of Dragons nie jest tak wielkim, przełomowym dodatkiem jak Path of Fire. Może nigdy nie było to zamierzone, ale może pandemia zwróciła uwagę Arenanetowi, że w tych czasach lepiej trzymać się mniejszej skali, jeśli chce się dotrzymać daty wydania. W każdym razie, fani GW2 znajdą tu wiele dla siebie, kampania fabularna jest wciągająca, krajobrazy są piękne, odkrywcy i poszukiwacze są nagradzani. W najmniejszej edycji dodatek kosztuje tylko marne 30 euro. W tym przypadku nie można się pomylić.
Dziwi mnie tylko, że twórcy gry powielają nieco błędy z Heart of Thorns, przynajmniej w Nowym Kainengu i Lesie Echa. Tak, nie jest to tak szalenie skomplikowane, jak w pierwszym dodatku na dwóch wspomnianych mapach. Wrogowie też nie są już tak wyraziści i twardzi, ale brakuje mi łatwości spacerowania, brakuje mi poczucia wspólnoty, nawet gdy podróżuję sam. A w Lesie Echa czasami brakuje mi też chęci, by sprawdzić, co jest za następnym rogiem, ponieważ wszystko wygląda tam podobnie na wysokim poziomie, z wyjątkiem prawdziwych atrakcji przyciągających wzrok.
Osobiście uważam też, że szkoda, iż w dodatku po raz kolejny zapomniano o frakcji PvP. Oczywiście cieszą się z nowych specjalizacji, bo majsterkowicze znów mają co robić, ale nie ma nowej mapy dla małego PvP, nie ma poprawek do wielkiego bałaganu WvW (od lat są w wersji beta). Guild Wars 2 ma szalone atuty, ale pozostają one ukryte dla mas graczy, ponieważ jest to gra tak specjalistyczna, że może odstraszyć nawet bardzo ciekawych ludzi. Niemniej jednak, dzięki dodatkowym misjom ataku, Arenanet otworzył nieco szerzej drzwi dla wymagających rajdów. Być może teraz więcej graczy znajdzie tam swoją drogę.