opinia: Switch or not – Tears of the Kingdom ma ogromne znaczenie dla wszystkich fanów gier. Bo ta Zelda przygotowuje nas do przyszłości Open World
Nie da się obejść Breath of the Wild. Nie ma znaczenia, czy hybrydową konsolę Nintendo macie na swojej półce od 2017 roku, czy też zawsze byliście wierni wyłącznie PC. Przynajmniej nie, jeśli macie choćby najmniejszą fascynację otwartymi światami gier.
Bo mało która gra w ciągu ostatnich pięciu lat odcisnęła tak wielkie piętno na krajobrazie otwartego świata. Nie każdy otwarty świat, który pojawił się po Zeldzie, mógł zrealizować jej osiągnięcia. Ale ilekroć mówi się o współczesnym projektowaniu otwartego świata, nazwa tego tytułu po prostu musi się pojawić. Breath of the Wild było dla wielu osób oczkiem w głowie.
A teraz sequel tego niezwykłego dzieła ma wreszcie odpowiednią nazwę. Podczas Nintendo Direct 13 września 2022 roku, nowy zwiastun ogłosił oficjalny tytuł (Tears of the Kingdom) i datę premiery (12 maja 2023) bardzo oczekiwanej przygody Zeldy.
Na początku może to nie dotyczyć graczy czysto pecetowych, ale po Breath of the Wild byłby to duży błąd.Tears of the Kingdom będzie sequelem z otwartym światem, którym wszyscy musimy się zainteresować.
I sequel, który ma przed sobą nie lada zadanie.
Czysta chęć odkrycia
Nie nazwałbym siebie największym fanem Zeldy. Posiadałem w swoim życiu zbyt mało konsol Nintendo i nigdy nie przepadałem szczególnie za tym małym kolesiem z zieloną spiczastą czapką. Zanim zapuściłem się w Breath of the Wild, moją jedyną inną Zeldą było A Link to the Past na Super Nintendo.
Ale odkąd wędrowałem, pływałem i wspinałem się w Hyrule z BotW, moje uszy na wzmiankę o nowej Zeldzie podskakują jeszcze bardziej niż Link. Bo ta gra coś ze mną zrobiła. Płynnie wciągnął mnie w swoją dzikość i pokazał, co tak naprawdę potrafią Open Worlds.
Przed Breath of the Wild poleganie na ikonach mapy i znacznikach questów w otwartym świecie wydawało się czymś oczywistym. Assassin”s Creed i jemu podobne były zbyt obecne w tamtych czasach, Morrowind był zbyt daleko w przeszłości.
Ale Breath of the Wild skopało wszystkie standardy otwartego świata z 2017 roku do krawężnika. Świat kusi ciekawością i obietnicą wspaniałej podróży. Żadna góra nie wydaje się nie do zdobycia, żadna podróż nie jest zbyt daleka. I to wszystko bez nękania mnie markerami i punktami zainteresowania. Breath of the Wild zrozumiał, czym naprawdę jest urok otwartego świata i łaskocze mnie czystym pragnieniem odkrywania z każdą godziną gry.
Przełomowy otwarty świat
Ten genialny sposób przedstawienia swojego świata nie pozostawił gatunku bez szwanku. W ciągu pięciu lat od premiery, Breath of the Wild zmieniło sposób, w jaki wszyscy deweloperzy patrzą na Open Worlds. Więc nie ma już znaczenia, że Zelda nie odbywa się na PC. Ostatnio z Immortal”s Fenyx Rising, nawet Ubisoft próbował swoich sił w tej formie Open World. Ale ślady tej gry można znaleźć także w innych miejscach.
Jeśli chodzi o Open Worlds, coraz częściej mówimy o tym, jak gra zdoła organicznie poprowadzić nas przez swój świat. Oczywiście nie każda gra z otwartym światem musi iść drogą Zeldy, zwłaszcza jeśli prawdziwa atrakcją ma być mocna historia.
Ale nawet gry fabularne z dużym naciskiem na aktywności poboczne częściej myślą o tym, jak my, jako zakończenie gry, wędrujemy przez ich otwarty świat. Spójrzcie na Ghost of Tsushima w tym celu. Znajdziesz tu elementy klasycznej formuły Ubisoft, jak również próbę uchwycenia powabu Breath of the Wild. Nie jestem zmuszony do podążania za symbolem kompasu do kolejnego celu ani do ciągłego śledzenia mini-mapy, mimo licznych zadań pobocznych. Tutaj to wiatr dyskretnie, ale skutecznie prowadzi mnie przez romantyczną japońską scenerię.
Breath of the Wild zdołało nawet sprawić, że FromSoftware wyłamało się ze swojej wielce uświęconej formuły Dark Souls za sprawą Elden Ring. Ta próba mogła się skończyć fatalnie. Ale Elden Ring został niemal powszechnie doceniony po premierze na początku 2022 roku. Przynajmniej, jeśli nie odrzuca cię całkowicie podstawowy koncept duszy.
A co jest tego powodem? To prawda: Elden Ring ma wiele z tej samej fascynacji, co Breath of the Wild. Ścieżka jest tu znacznie częściej celem niż po prostu bycie bezlitośnie młotkowanym przez kolejnego bossa. Kolejny ogromny loch może być ukryty za niepozorną szczeliną. Niebezpieczeństwo przeoczenia czegoś w Elden Ring jest niezmiernie wysokie, ale to właśnie sprawia, że eksploracje są tak satysfakcjonujące. Naprawdę czujesz, że coś odkrywasz, a nie jesteś w to wścibski.
Co leży za horyzontem? Co poza tym lasem? Jakie tajemnice kryje ten wąwóz? Ciekawość zamiast przewodnika – to zasada Breath-of-the-Wild.
Wielka nadzieja dla Tears of the Kingdom
Co to wszystko oznacza teraz dla kolejnej Zeldy? Co ta spuścizna oznacza dla Tears of the Kingdom? Będę z tobą szczery: Moje oczekiwanie jest ogromne. Jednocześnie nie spodziewam się raczej kolejnej rewolucji open-world. Uważam jednak, że „Tears of the Kingdom” ma zupełnie inne szanse. Bo jak genialne było Breath of the Wild i jak przełomowy był jego otwarty świat – nawet ta gra nie dopracowała jeszcze koncepcji otwartego świata do końca.
Uważam, że Breath of the Wild przede wszystkim zachęciło do kreatywnego myślenia o tym, jak w przyszłości otwarte światy mogą stać się jeszcze bardziej wiarygodne i jak chęć odkrywania może rozprzestrzenić się wśród nas, graczy. Pokazała, jak niezwykle potężną bronią motywacyjną jest to, że po prostu pozwala nam otworzyć takie światy. Ale Breath of the Wild również polegało na wieżach i zmagało się z fabułą. Po pewnym czasie mogła się wkraść nawet pewna forma jałowego powtarzania.
Wraz z Tears of the Kingdom, Nintendo może teraz wreszcie dopracować rewolucję open-world. To jest wielka szansa. Nintendo wie teraz, jakie atuty ma Zelda w swoim otwartym świecie i może tu naprawdę podkręcić tempo. Potrafi pokazać, w jakich nowych światach ciekawość staje się atutem nad nudą.
Bo otwarty świat może być różnorodny i nie musi składać się tylko z podróży lądowych czy światów fantasy. To będzie ekscytujące zobaczyć, jak zasada Breath of the Wild rozgrywa się w nowej scenerii.
Więcej niż tylko kolejna strona
Wyraźnie widać, że Tears of the Kingdom może też po prostu dostarczyć więcej tego, co już miało Breath of the Wild. To może być kolejna strona w baśniowej narracji. Spodziewam się jednak, że będzie to zupełnie nowy rozdział. I jak się wydaje na chwilę obecną, Nintendo będzie próbowało to właśnie zrobić. Niewiele wiadomo o nowym świecie Tears of the Kingdom. Ale wiemy, że będą latające wyspy.
To właśnie nowe środowisko z dala od lasów i pól, gdzie ciekawość i chęć poznania jeszcze się nie sprawdziły. Czy latające wyspy mogą wywołać taką samą fascynację, jak zastanawianie się, co czeka za następnym wzgórzem? Trudno powiedzieć, ale Nintendo będzie miało na to plan.
Tears of the Kingdom może udowodnić, że Breath of the Wild nie stworzyło otwartego świata, który sprawdza się tylko w nudnym i znanym środowisku. Ale że te same zasady obowiązują również wtedy, gdy otwarty świat składa się z pokrytych chmurami fragmentów wysp – i kto wie, co tym razem deweloperzy zrobią z tą realizacją.
Tears of the Kingdom może pozwolić na zupełnie nowe podejście do innych otwartych światów. Być może już wkrótce będziemy myśleć o otwartych miastach zupełnie inaczej, jak w Cyberpunku 2077, albo może to dać nowe pole do popisu projektom otwartych wszechświatów, jak obiecuje nam Starfield.
Niezależnie od tego, co to jest, Tears of the Kingdom daje mi nadzieję, że sprawy znów idą do przodu. Że wszyscy na tym skorzystamy. Że po raz kolejny będzie to gra, której nie można zignorować.