Nareszcie nowa gra fabularna dla przyjaciół kultowego wysysania żył. Przyjrzeliśmy się dziedzicowi linii krwi.
Vampire: The Masquerade – Bloodlines nie bez powodu uważana jest za jedną z najlepszych gier fabularnych wszech czasów. Nocne wędrówki ulicami Los Angeles i tlący się w nim konflikt między wampirzymi klanami również niezmiernie mnie wtedy ekscytowały. RPG Krwiopijca, wraz z Deus Ex, jest w dużej mierze odpowiedzialny za to, że nadal uważam, iż tajne stowarzyszenia, intrygi i odrobina wszechmocy to idealny przepis na grę fabularną.
Kiedy GlobalESportNewsposzukiwał testera gry Vampire: The Masquerade – Swansong, nie trzeba było mnie dwa razy prosić, zasznurowałem śliniak nieprzepuszczający krwi i wziąłem duży łyk. Jak łatwo zauważyć po długiej nazwie, jest ona oparta na tym samym, znanym od wieków szablonie gry. Mimo to rozgrywka wokół trzech krwiopijców różni się zasadniczo od tej w Bloodlines. Teraz powiem wam, dlaczego ten pasjonujący kryminał jest mimo wszystko warty nadstawienia karku.
Table of Contents
Między uściskiem a pchnięciem nożem w plecy
Na wampirzym dworze księcia każdy chce sięgnąć po szyję. Czego innego można by się spodziewać po drapieżnych stworzeniach nocy?
W normalnych okolicznościach utrzymuje się tam przynajmniej pozory szlachetnej fasady, ale w obliczu ogłoszonego stanu wyjątkowego (Kod Czerwony) ważne sojusze grożą teraz zerwaniem, a przyjaźnie – upadkiem.
Jedność jest potrzebna właśnie teraz, bo podczas gdy sąd w Bostonie grozi wzajemnym rozerwaniem, Towarzystwo Leopolda już ustawia swoje szachownice. Watykańscy łowcy wampirów depczą po piętach krwiopijcom od czasów średniowiecza i dobrze wiedzą, że nie obawiają się oni niczego bardziej niż drugiej inkwizycji. No, oczywiście poza światłem słonecznym.
Princes? Kim oni byli?
Jak to zwykle bywa z grami, których szablony dojrzewały przez dziesięciolecia, Swansong oferuje sporą głębię, a do tego wnosi własne słownictwo. Dla tych, którzy nie są jeszcze zaznajomieni z Maskaradą i różnymi klanami wampirów, obszerny kodeks w grze oferuje mnóstwo materiałów do czytania.
Na szczęście jest on świetnie przetłumaczony i doskonale uzupełnia i tak już gęstą atmosferę. Jego zapisy docierają do ciebie kawałek po kawałku, gdy spotykasz się z pojęciami i terminami z codziennego życia wampirów.
Dossiers dotyczące wielu postaci w grze, w tym trzech bohaterów, są regularnie aktualizowane, co pozwala na identyfikację z nimi w większym stopniu, niż byłoby to możliwe w grze tylko dzięki dialogom.
Nawiasem mówiąc, w Kamaryli książę jest kimś w rodzaju lokalnego gubernatora, który egzekwuje prawa maskarady i w ten sposób zapobiega podejrzeniom ze strony liczebnie przeważającej ludności. Tytuł ten nie ulega zmianie nawet wtedy, gdy urząd ten sprawuje kobieta. W czasie gry władzę w Bostonie sprawuje Hazel Iverson.
Podczas testowania Swansong nie rozsypałem się w proch jak krwiopijca w południe, ale naprawdę nieatrakcyjne animacje twarzy i ruchów sprawiły, że kilka razy zmrużyłem oczy. Na szczęście bohaterowie szybko wciągają mnie na inne sposoby, więc ten niedostatek techniczny po krótkim czasie przyzwyczajenia schodzi na dalszy plan.
Wręcz przeciwnie, uważam za niezwykłe, jak żywe są postacie w licznych dialogach i cutscenkach, mimo sztywnych twarzy i nieumarłej natury. Zawdzięczamy to głównie wysiłkom angielskich aktorów głosowych, którzy naprawdę włożyli dużo pracy w długie odcinki. Nie należą oni do pierwszej hollywoodzkiej klasy, ale każda z wprowadzonych postaci pozwala na ujawnienie własnych dziwactw i próżności, dzięki czemu ma wartość dla budowania atmosfery.
Oczywiście dotyczy to także trzech bohaterów, w których role mogę się kolejno wcielać i którzy nie tylko zachowują się rozkosznie różnie, ale także grają jak oni dzięki rozbieżnym drzewkom talentów.
W przeciwieństwie jednak do Bloodlines nie sterujemy nimi w otwartym świecie, a jedynie od lokacji do lokacji. Nie ma tu też aktywnych walk, ale to nie znaczy, że naszymi decyzjami nie możemy pozwolić, by zginęło wielu ludzi.
Niebezpieczne sytuacje rozwiązujemy także w dialogach. Gdy sytuacja staje się trudna, czasami mają one licznik czasu i stają się umiarkowanymi wydarzeniami w krótkim czasie. Jeśli Galebowi zabraknie argumentów, może stać się dość brutalny)”.
Woven Fates
Na dworze trzej bohaterowie zajmują na początku zupełnie różne pozycje, a burzliwe czasy nieustannie stawiają ich przed wyborem, czy działać dla własnego dobra, czy dla dobra ustalonego porządku.
Najbardziej doświadczonym z nich jest Galeb, który od czasu swojej przemiany w XVIII wieku zasłynął jako pies gończy zmieniających się książąt. Jest mistrzem w narzucaniu innym swojej woli i robi to z nikczemną finezją.
Drugim z tej grupy jest Emem. W wieku 118 lat jest znacznie młodsza od Galeba, a dorastała w okresie międzywojennym na rozwijających się scenach jazzowych Paryża i Wiednia. Po kapitulacji Francji uciekła ze swoim wampirzym kochankiem do Bostonu i założyła tam szereg klubów nocnych. Jej specjalnym talentem jest szybkość, dzięki której może błyskawicznie pakować przedmioty lub przelatywać z jednego miejsca na drugie w niektórych momentach gry.
Przypuszczalnie najmłodszą z tej trójki jest Leysha. „Przypuszczalnie”, ponieważ jako członkini klanu Malkavian nie jest w stu procentach zwarta w górnych partiach umysłu. Fani gry Vampire: Bloodlines z pewnością pamiętają dziwaczne dialogi, które można było prowadzić jako członek tego klanu.
Z kolei Leysha potrafi normalnie wyrażać siebie, ale przez całe życie zmaga się z nawracającymi zanikami pamięci. To wysoka cena, ale przewyższają ją pewne wyjątkowe talenty.
Jej przeczucia sprawiają, że jest poszukiwaną jasnowidzką na dworach możnych, a ponieważ potrafi również czynić się niewidzialną, szpiegostwo ma praktycznie we krwi. Staje się to szczególnie widoczne później, gdy potrafi nawet udawać innych ludzi i przybierać ich postać.
Nie ma tu swobodnego przełączania się między postaciami, jak w Grand Theft Auto 5, ale na początku każdego aktu fabularnego mogę wybrać, w który rozdział zagram najpierw. W teorii początkowo działają one w ścisłej separacji od siebie, ale w praktyce informacje zdobyte przez jednego z moich trzech podopiecznych w naturalny sposób wpływają na moje dalsze działania w skórze dwóch pozostałych.
I dice the truth out of you
I tak dochodzimy do sedna rozgrywki w grze Swansong. Obraca się wokół rozwiązywania licznych zagadek i rozmówców. W tym celu skrupulatnie przeszukuję niekiedy zaskakująco duże lokacje w poszukiwaniu wskazówek, interpretuję je, wykorzystując swoją mądrość lub zdolność dedukcji, a następnie korzystam z nowych informacji w dialogach.
Nie oznacza to, że nie mogę wycisnąć z mojego przeciwnika wszystkiego, co się da, jeśli zainwestuję wystarczająco dużo punktów w cztery talenty dialogowe: Retorykę, Zastraszanie, Perswazję i Psychologię. Z pomocą siły woli mogę nadrobić drobne braki w tej dziedzinie.
Jeśli przechytrzę moich rozmówców w jednej z tych umiejętności, niechętnie przyznają się potem do winy. W przypadku remisu rzuca się kośćmi, zgodnie ze starą tradycją gry w pióro&papier. W takich przypadkach zwiększam swoje szanse dzięki pasywnym bonusom i rzadkiemu wyposażeniu, a także poprzez aktywne korzystanie z umiejętności specjalnych.
Tak zwane dyscypliny podzielone są na trzy możliwe do opanowania drzewka talentów dla każdej postaci i, oprócz takich dialogowych żartów, oferują także możliwość dalszego rozwoju indywidualnych atutów bohaterów, o których była już mowa
Ruminuj, ruminuj i studiuj
Swansong charakteryzuje się również tym, że prawie zawsze mam do dyspozycji różne sposoby rozwiązania problemu. Zamiast włamywać się do komputera lub łamać sejf, często udaje mi się zdobyć ich hasła i klucze z ukrycia lub poprzez dialog.
Ograniczają mnie tylko dwa zasoby: siła woli i głód, które stale porównuję, wydaję jak najostrożniej i mogę uzupełniać tylko w prowizoryczny sposób podczas misji.
Podczas gdy ja utrzymuję swoją siłę woli na wysokim poziomie dzięki udanym walkom słownym lub ukrytym materiałom eksploatacyjnym, zaspokajam swoją żądzę krwi na słabej woli postaci niezależnych, które są na tyle głupie, że dają się zwabić do pustego kolejnego pomieszczenia.
Jednakże, jeśli pragnienie stanie się zbyt wielkie w pewnych kluczowych momentach, może to mieć przykre konsekwencje dla powodzenia mojej misji. Gdy mój wampir zobaczy czerwień, nie rozróżnia już przyjaciół od wrogów i wgryza się w pierwszą żywą istotę, która ma puls.
Poszczególne mechaniki są ze sobą tak sprytnie powiązane, że lokacje stają się gigantycznymi łamigłówkami. Ponieważ pomiędzy misjami mogę rozdzielać tylko punkty doświadczenia, muszę wymyślić, jak odkryć wszystkie wskazówki, korzystając z umiejętności, które mam ze sobą, i ograniczonej liczby punktów akcji.
Niepowodzenie jest częścią śmierci
Po opuszczeniu sceny otrzymuję podsumowanie moich osiągnięć, które mówi mi nawet, co przeoczyłem lub co mogłem zrobić inaczej. Poręczny wybór scen w menu głównym pozwala w każdej chwili powtórzyć rozdziały, w które już grałem.
Jednakże są one zapisywane tylko automatycznie i jeśli zepsuję wyzwanie lub mój wybór talentów zablokuje pewne drogi na poziomie, muszę żyć z tymi konsekwencjami. I tak większość z nich zauważam dopiero po jakimś czasie. Dlatego praktyczniej jest po prostu usiąść i obiecać sobie, że przy następnej rozgrywce wszystko będzie zrobione lepiej.
Jedyne zabawne ślepe zaułki to takie, w których rozwiązanie końcowej zagadki nie przychodzi Ci do głowy w pewnych wąskich gardłach. To jest właśnie wada tego, że Swansong prawie nie bierze cię za rękę. Ale kiedy pojawia się pomysł na ratunek, jest on tym bardziej satysfakcjonujący.
O ile w grach Telltale, które zawsze służą do porównań, wiele opcji decyzyjnych jest tylko pozorowanych, o tyle Swansong naprawdę daje radę w tej dziedzinie. Niezliczona ilość rozgałęzień prowadzi do różnych rezultatów, a po około dwudziestu godzinach gry można znaleźć aż 15 różnych zakończeń.
Wniosek redakcyjny
Vampire: The Masquerade – Swansong to, ogólnie rzecz biorąc, bardzo dobra gra detektywistyczna z interesującymi postaciami i wystarczającą ilością elementów fabularnych, by zasłużyć na to miano. Ale czy jest to również dobra gra o wampirach?
Opinie na ten temat są różne, bo choć tajne stowarzyszenie krwiopijców bez wątpienia stanowi ekscytującą scenerię, można by ją łatwo zastąpić taką bez kłów. Starzy dobrzy Iluminaci z Ingolstadt z pewnością chętnie odegraliby tę rolę.
I chociaż bardzo podoba mi się to, że Swansong nie podsuwa mi rozwiązań i pozwala w pełni realizować mojego wewnętrznego Sherlocka, to jednocześnie wydaje mi się niepokojące, że mogę się tak zagubić, że połowa wskazówek pozostaje dla mnie zablokowana. Gra trzyma się tu cienkiej granicy między swobodą popełniania błędów a namacalnymi słabościami balansu.
Jeśli jednak, tak jak ja, lubicie grzebać w szufladach bez pozwolenia, pluć do zupy spiskowcom i nie możecie się nasycić sprawdzaniem talentów w dialogach nawet za tysiąc lat, Swansong oferuje wam dawno spóźnioną dawkę rozrywki.